Miękkim lądowaniem nazywa się w ekonomii sytuację, gdy w gospodarce udaje się przywrócić równowagę, nie powodując przy tym recesji. W Polsce trudno mówić o równowadze, skoro inflacja w grudniu wciąż ponaddwukrotnie przewyższała cel NBP (2,5 proc.). Ale jej spadek od lutowego szczytu był imponujący, a recesji nie było, więc tezę o miękkim lądowaniu da się jakoś obronić.

Czytaj więcej

Bajkowy scenariusz dla polskiej gospodarki

Jak będzie przebiegało łagodne wznoszenie? Wzrost gospodarczy będzie przyspieszał, ale nie tak żywiołowo, żeby równowagę (jeszcze bardziej) zaburzyć. Uczestnicy konkursu „Rzeczpospolitej” na najlepszego analityka makroekonomicznego – jest ich aż 37, więcej niż w jakimkolwiek innym zestawieniu prognoz dla polskiej gospodarki – przeciętnie oczekują, że PKB Polski zwiększy się w tym roku o około 3 proc. po minimalnym wzroście w ub.r. Kołem zamachowym gospodarki będzie popyt konsumpcyjny, napędzany szybkim wzrostem siły nabywczej dochodów (zarówno wynagrodzeń, jak i świadczeń). Kwartał wcześniej ekonomiści spodziewali się zwyżki PKB bliższej 2,7 proc.

Powyższym prognozom wzrostu gospodarczego towarzyszą istotnie niższe prognozy inflacji. Dziś wydaje się, że poziom cen towarów i usług konsumpcyjnych zwiększy się w br. o około 5 proc. zamiast o ponad 6 proc., jak ekonomiści oczekiwali przed kwartałem. Jak to możliwe, że żywiołowe odbicie popytu konsumpcyjnego nie nasili presji na wzrost cen? Szybszy od oczekiwań spadek inflacji to efekt normalizacji sytuacji na globalnym rynku surowców, umocnienia złotego oraz słabej koniunktury w europejskim przemyśle, która tłumi wzrost cen towarów konsumpcyjnych. W krótkim okresie niższa inflacja, równoznaczna z szybszym wzrostem siły nabywczej dochodów, będzie się przyczyniała do odbicia popytu. Z kolei popyt na inflację będzie wpływał z pewnym opóźnieniem, odsuwając w czasie jej powrót do celu NBP. Dziś ekonomiści sądzą, że ten cel trwale da się osiągnąć dopiero w 2026 r. Paradoksalnie, rząd może to nieco przyspieszyć, wygaszając tarczę antyinflacyjną. W pierwszej chwili wywoła to wprawdzie wzrost inflacji, ale za to schłodzi wzrost konsumpcji – zmniejszając ryzyko groźnego boomu.