Reklama

Witold M. Orłowski: Jak Polska może wystąpić z Unii

Kiedy premier w podniosłym nastroju wygłaszał telewizyjne orędzie, informując, że rząd nie ugnie się przed decyzją Unii w sprawie końca embarga na ukraińskie zboże, pomyślałem sobie, że dokładnie tak może kiedyś wyglądać początek formalnego polexitu.

Publikacja: 21.09.2023 03:00

Witold M. Orłowski: Jak Polska może wystąpić z Unii

Foto: Bloomberg

Dla jasności: akurat ukraińskie zboże do tego nie doprowadzi. Tu mieliśmy najpierw nieudolność naszych urzędników, potem podejrzane machinacje, które każą rządowi ukrywać listę firm zaangażowanych w nielegalne upłynnianie zboża w kraju, potem panikę polityków przerażonych wizją utraty głosów elektoratu wiejskiego, a w końcu zaciętą determinację niedopuszczenia do kryzysu zbożowego przed wyborami. Byle dotrwać do 15 października, nie licząc się z kosztami ani w relacjach z Ukrainą, ani z instytucjami unijnymi. Problem jest, ale polexitu z tego nie będzie, zwłaszcza że w Brukseli też wiedzą o naszych wyborach.

Dalece bardziej zagraża polexitem zupełnie inny mechanizm (w ramach wstawania z kolan proponowałem kiedyś bardziej swojsko brzmiące określenie Plwyjście).

Kiedy pada pytanie o polexit, odpowiedzią jest wzruszenie ramion. Jak można w ogóle o tym mówić, skoro ponad 80 proc. Polaków jest zadowolonych z członkostwa? Otwarcie umieścić przed wyborami na sztandarach polexit mógłby tylko samobójca.

No tak, ale dlaczego aż tylu Polaków popiera członkostwo? Z badań ankietowych wiemy, że większość z nas za główną korzyść uważa napływ funduszy unijnych. Nieco mniejsza grupa wymienia swobodę podróżowania (dla uboższych szansę na zarobek na saksach, dla zamożniejszych luksus podróżowania bez paszportów i wiz). Potem długo, długo nic. Tylko nieduża grupa zauważa jakieś korzyści gospodarcze, a dosłownie garstka sądzi, że dzięki członkostwu w Unii Polska jest bezpieczniejsza. To oczywiście pomieszanie z poplątaniem, bo rzeczywista waga korzyści jest niemal dokładnie odwrotna. Ale cóż, tak właśnie widzi to większość Polaków.

Rezygnacja przez rządzących z Krajowego Planu Odbudowy jest sygnałem, że żadna z korzyści nie jest dana raz na zawsze. Jeśli konflikt o praworządność będzie się zaostrzał, wkrótce mogą być zagrożone wszystkie fundusze unijne. W ten sposób zniknie główna korzyść z członkostwa, którą dostrzegają Polacy.

Reklama
Reklama

Jeśli potwierdzą się obawy, że afera wizowa oznacza masowe sprzedawanie przez skorumpowanych polskich urzędników wiz nielegalnym imigrantom szturmującym Unię, realne może stać się również zawieszenie członkostwa Polski w strefie Schengen. W ten sposób w znacznej części zniknie kolejna wielka korzyść, którą tak sobie cenią Polacy.

I raptem poparcie dla członkostwa Polski w Unii bardzo się obniży, bo większość Polaków stwierdzi, że nie daje im ono żadnych istotnych korzyści. A wtedy wystarczy jakikolwiek wewnętrzny kryzys (choćby kolejny kryzys zbożowy na krótko przed kolejnymi wyborami, w których kolejny rząd będzie się obawiał utraty władzy), a kolejny premier wystąpi z telewizyjnym orędziem, mówiąc, że nie pozwoli na to, by jakieś unijne prawo było ważniejsze niż interesy polskich rodzin. I że jeśli Unia nie ustąpi, to Polska z Unii wystąpi.

Wbrew panującemu przekonaniu w sprawie polexitu nie trzeba przeprowadzać żadnego referendum. Wystarczy, że następnego poranka rząd wyśle do Sejmu wniosek o rozwiązanie umowy międzynarodowej. Sejm pokazał już, że łamiąc swój własny regulamin, może przegłosować taki wniosek w ciągu jednego przedpołudnia. Do Senatu wniosek nie trafia, więc jeśli prezydent szybko go podpisze, pod koniec dnia nastąpi już polexit.

A płacz będzie dopiero po kilku latach… bo głupota nie zna granic.

Dla jasności: akurat ukraińskie zboże do tego nie doprowadzi. Tu mieliśmy najpierw nieudolność naszych urzędników, potem podejrzane machinacje, które każą rządowi ukrywać listę firm zaangażowanych w nielegalne upłynnianie zboża w kraju, potem panikę polityków przerażonych wizją utraty głosów elektoratu wiejskiego, a w końcu zaciętą determinację niedopuszczenia do kryzysu zbożowego przed wyborami. Byle dotrwać do 15 października, nie licząc się z kosztami ani w relacjach z Ukrainą, ani z instytucjami unijnymi. Problem jest, ale polexitu z tego nie będzie, zwłaszcza że w Brukseli też wiedzą o naszych wyborach.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Opinie Ekonomiczne
Michał Kanownik: Z chmury korzystamy chętnie, ale bez pomysłu
Opinie Ekonomiczne
ArcelorMittal odpowiada Instratowi
Opinie Ekonomiczne
Mikołaj Fidziński: Odrętwiały rynek pracy
Opinie Ekonomiczne
Greenpeace: Strategia PGE, czyli węgiel Schroedingera
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Modlin odbudowuje się po PiS-ie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama