Gdy większość ekonomistów bije na alarm, argumentując, że to „dramatyczna prognoza dla emerytów”, prezes ZUS uspokaja, że „system jest odporny na demografię. O żadnym bankructwie nie może być mowy”. Szefowa Zakładu Ubezpieczeń prof. Uścińska ma oczywiście rację, pod warunkiem jednak, że odnosi się do stabilności funduszu emerytalnego, bez uwzględnienia ryzyka zmian pozasystemowych, które tę odporność osłabiają.
Praprzyczyną zmian pozasystemowych było obniżenie wieku emerytalnego, które doprowadziło do zmniejszenia wysokości świadczeń. Rząd musiał ratować się przyznawaniem różnych dodatków. Kolejne 13. czy 14. emerytury nazywamy dodatkami niesystemowymi dlatego, że stanowią odstępstwo od podstawowej reguły ubezpieczeniowej: „ile odłożysz, taką będziesz miał emeryturę”.
Tworzy ona ekwiwalentny związek między świadczeniem a składką na poziomie indywidualnym, który wraz ze zmniejszaniem się liczby emerytur ze „starego” systemu przenosi tę ekwiwalentność na poziom funduszu emerytalnego. To właśnie dzięki tej regule poprawia się stopień pokrycia wydatków FUS składkami.
Według prognozy ZUS wydolność funduszu wzrasta z 71 proc. w bieżącym roku do 88 proc. w 2080. Również w tym samym okresie deficyt funduszu emerytalnego spada z poziomu 2,2 proc. PKB do 0,7 proc.
Te dane nie pokazują ryzyka dla finansów publicznych, wynikającego z politycznej presji na podnoszenie emerytur. Decyzja o obniżeniu wieku emerytalnego z czasem będzie skutkowała wypłacaniem ponad dwóch trzecich emerytur w wysokości minimalnej, co przełoży się na oczekiwanie kolejnych pozasystemowych dodatków. A te nie są ujmowane ani w prognozach, a często nawet w budżecie państwa.