Bogusław Chrabota: Trzeba skończyć z ideologizacją kwestii waluty

1 stycznia wspólną walutę wprowadziła u siebie Chorwacja. Czyżby niemal wszyscy w Europie, godząc się w sprawie wspólnej waluty, byli bez rozumu i tylko partia prezesa Kaczyńskiego miała rację, broniąc złotówki?

Publikacja: 01.01.2023 21:00

Bogusław Chrabota: Trzeba skończyć z ideologizacją kwestii waluty

Foto: Adobe Stock

Kwestia wejścia Polski do strefy euro idealnie przedstawia, jak płynne są granice między ekonomią i polityką. Sprawa pozornie mająca implikacje wyłącznie gospodarcze, bo czymże innym jest rozstrzyganie o tożsamości jednostki służącej do pośredniczenia w wymianie dóbr, nad Wisłą przynależy przede wszystkim do sfery polityki. Polityki – dodajmy – skrajnie zideologizowanej, gdzie pieniądz, bo o nim mowa, przestaje być instrumentem mającym służyć procesom gospodarczym, a staje się atrybutem, ba – nawet gwarantem suwerenności. Trochę jakby nadruk na banknocie czy wzór na monecie z natury należał do sfery tych samych wartości, co barwy narodowe, hymn czy godło.

Czytaj więcej

Z euro szybciej dogonimy niemiecką gospodarkę

Oczywiście można sobie podkpiwać, że wielbiący polskiego złotego prezes Glapiński tylko tak rozumie rolę pieniądza; banknot czy moneta to dla niego nic innego jak plakat, na którym kreuje się (często z pobudek czysto oportunistycznych) politykę kulturalną rządzącej partii. Ale myślę, że sprawa ma dużo głębsze dno. Przez całą znaną nam historię istniały, istnieją i istnieć będą formacje władzy, które identyfikację obszarów strzegących autorytetu państwa traktują bardzo szeroko. W tym sensie, na straży jego dobrostanu stoją nie tylko profesjonalizm polityków, sprawnie działające instytucje czy sensowny model rozwoju gospodarczego, ale znacznie szersze spektrum „patriotycznych” instrumentów z narodowym logotypem w tle: państwowy system edukacyjny, państwowy przemysł, państwowa bankowość, własne marki dóbr użytkowych czy choćby rzeczony pieniądz, czyli własna waluta.

Nie można takiego pomysłu na państwo kwestionować, ale wolno – jak z każdym – dyskutować. Otóż bowiem, w przeciwieństwie do czystego symbolu państwowości, jakim są barwy narodowe, hymn czy godło, instrumenty praktyczne, jak pieniądz, system kształcenia, czy wytwórczość, trzeba przede wszystkim oceniać w kontekście celów, którym służą. W tym sensie szkoła musi, niezależnie od jej profilu ideowego czy stopnia związania z państwem, mądrze i solidnie kształcić. Wytwórczość musi być efektywna; produkty są złej czy dobrej jakości, kryterium patriotyczne ma tu raczej wtórne znaczenie. Z pieniądzem jest podobnie. Ma być jako waluta stabilny, ma trzymać wartość; ułatwiać, a nie utrudniać realizację celu, na potrzebę którego został stworzony – dla wymiany gospodarczej. Z tej perspektywy kwestia, jakie ma nadruki czy tłoczenia oraz kto go wpuszcza do obrotu, jest drugorzędna.

Czytaj więcej

Euro zamiast złotego. Należy to zrobić najpóźniej do 2030 roku

Czy polski złoty dobrze służy naszej gospodarce? Tu zdania są podzielone. Osobiście uważam, że lepiej służyłoby euro. Wspólna waluta jest mniej podatna na dewaluację, trudniej nią manipulować, w wymianie międzynarodowej uwalnia od wahań kursowych czy kosztownej prowizji od przewalutowań, buduje też wizerunek państwa jako członka elitarnego klubu zaufanych. Oczywiście są kraje, jak Wielka Brytania czy Szwajcaria, w których uważa się, że to własna waluta jest lepszą gwarancją realizacji powyższych celów, niemniej za tymi przykładami przemawia nie tyle kwestia tożsamości pieniądza, ale cały, budowany przez stulecia i zasobny system gospodarczy.

My go nie mamy. Polska gospodarka jest dopiero w trakcie budowy. Wiotka, słaba i uzależniona od kooperacji z globalnymi liderami. Dlatego większość przepytanych przez nas ekonomistów i ludzi biznesu jest za wejściem naszego kraju do strefy euro. Należy do niej już 20 krajów europejskich. 1 stycznia wspólną walutę wprowadziła u siebie Chorwacja. W kolejce do strefy euro stoją Bułgaria i Rumunia.

Powróćmy do argumentów suwerennościowych: czyżby niemal wszyscy w Europie, godząc się w sprawie wspólnej waluty, byli bez rozumu i tylko partia prezesa Kaczyńskiego miała rację, broniąc złotówki? Gdyby w istocie pozbycie się własnego pieniądza było atakiem na suwerenność, z jakiej przyczyny na taki krok decydowałyby się Francja, Włochy czy Hiszpania? Czyżby wszędzie rządzili zdrajcy i antypatrioci? Przecież to nonsens.

Dlatego jak zawsze od dekady 2 stycznia wracamy do dyskusji o wejściu Polski do strefy euro. Zmierzmy się z tym tematem. Nie róbmy z niego tabu. Wyłączmy ze sfery zideologizowanej polityki. Właśnie dlatego warto, że to odległa perspektywa. Polskiej gospodarce ta debata tylko pomoże.

Kwestia wejścia Polski do strefy euro idealnie przedstawia, jak płynne są granice między ekonomią i polityką. Sprawa pozornie mająca implikacje wyłącznie gospodarcze, bo czymże innym jest rozstrzyganie o tożsamości jednostki służącej do pośredniczenia w wymianie dóbr, nad Wisłą przynależy przede wszystkim do sfery polityki. Polityki – dodajmy – skrajnie zideologizowanej, gdzie pieniądz, bo o nim mowa, przestaje być instrumentem mającym służyć procesom gospodarczym, a staje się atrybutem, ba – nawet gwarantem suwerenności. Trochę jakby nadruk na banknocie czy wzór na monecie z natury należał do sfery tych samych wartości, co barwy narodowe, hymn czy godło.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację