Po czym coś w trybach administracyjnej machiny się zacinało i szumnie zapowiadana reforma grzęzła. Sprawa umierała aż do objęcia władzy przez kolejny gabinet, który przedstawiał własne pomysły... I tak w koło Macieju. Aż do dziś.
Tym razem sytuacja jest inna, bo rząd Prawa i Sprawiedliwości nie ma pod ręką komfortowej opcji podrzucenia górniczego problemu następcom. Dlaczego? Bo jeśli porównać górnictwo do pacjenta, to mamy przed sobą chorego, który miał zawał albo nawet trzy i teraz, leżąc na oddziale intensywnej terapii, jest na skraju śmierci klinicznej. A może właśnie nawet w nocy ją przeszedł, tylko lekarz nie chce denerwować rodziny. Po prostu – uda się teraz albo nigdy. I nawet patronujący reformie minister Grzegorz Tobiszowski, zachowując formy urzędowego optymizmu, nie ukrywa, że chodzi o istnienie całego sektora.
Resort energii ogłosił przy tym, że chce, aby polskie górnictwo mogło egzystować bez publicznych dotacji. Plan ambitny i słuszny – tylko czy wykonalny? Będzie wymagał głębokich i bolesnych zmian. Polska Grupa Górnicza, która powstała z wielkim trudem i w dużej mierze dzięki uporowi wspomnianego ministra, musi być takich zmian inkubatorem.
Szefostwo PGG będzie przy tym musiało lawirować między Scyllą a Charybdą. Z jednej strony będzie stale naciskane przez unijne lobbies dążące do maksymalnego ograniczenia energetyki tradycyjnej. Z drugiej zostanie poddane brutalnej presji rodzimych grup związkowych walczących o zachowanie przywilejów. Przy czym część związków nawet nie ukrywa, że zależy im mniej na gwarancji praw socjalnych dla załogi, a bardziej na zachowaniu silnej pozycji związkowych liderów. Sytuację komplikuje fakt, że im trudniejsza sytuacja górnictwa, tym więcej powstaje rozmaitych organizacji związkowych. Dziś największym problemem nie jest porozumienie się z największymi – „Solidarnością" i OPZZ – ale z małymi organizacjami. One dopiero walczą o swoje.
Brzmi trochę jak scenariusz „Mission Impossible", ale ja bym tego planu nie przekreślał. Nie tylko my mamy bowiem w Europie Środkowo-Wschodniej problemy z górnictwem węglowym, są inne kraje podążające trudną drogą reform. W Czechach na górnictwie węgla kamiennego praktycznie postawiono krzyżyk. Pozostanie tam jednak wydobycie węgla brunatnego, które jest – po Niemczech i Polsce – trzecim w Europie, gdy idzie o skalę. Przypatrzmy się dobrze temu, co planują czescy sąsiedzi: oni chcą uczynić górnictwo bardziej racjonalnym i konkurencyjnym. Czyżby to jednak była branża z przyszłością?