Pijanowski, Książek, Wałęga: Jak zatrzymać wodę

Złudne jest przekonanie, że w dużych rzekach wody nie zabraknie. Opadów i śniegu będzie coraz mniej. Deszczu, który coraz częściej będzie krótki i nawalny, nie umiemy zatrzymać w przestrzeni rolniczej.

Publikacja: 12.08.2022 03:00

Pijanowski, Książek, Wałęga: Jak zatrzymać wodę

Foto: Shutterstock

Już na początku lat 70.XX wieku prof. Michał Strzemski alarmował na łamach „Polityki” (39/1973), że „spuściliśmy do morza takie ilości wody, które można ocenić jedynie w skali hydrogeologicznej. Spowodowaliśmy proces prawie nieodwracalny. Z kraju zasobnego w wodę staliśmy się krajem w wodę ubogim. (…) Wielkie budowle hydrotechniczne gromadzą w sumie dużo mniej wody niż drobne kumulacje, których efekt był zresztą tylko w części widoczny, bo ich znaczenie polegało m.in. na utrzymywaniu wysokiego poziomu wód gruntowych. Jeszcze nie wiadomo, czy rozmaite sztuczne „morza” śródlądowe zaopatrzą dostatecznie w wodę przemysł. Z góry można przewidywać, że nie dostarczą odpowiedniej ilości wody rolnictwu. Zresztą nawet w tym wypadku, gdybyśmy skumulowali w gigantycznych zbiornikach wodę dla całej gospodarki narodowej, to nie zdołamy jej rozprowadzić po całej rolniczej przestrzeni produkcyjnej. Byłby to zabieg bardzo drogi. Znacznie droższy od utrzymania i eksploatacji drobnych i rozproszonych zbiorników”.

Potrzebne mikrozbiorniki

Problemy sygnalizowane niemal pół wieku temu są niestety aktualne i dziś. Jak podaje m.in. prof. Zbigniew Kundzewicz, członek międzyrządowego panelu ds. zmian klimatu IPCC, wyróżnionego Pokojową Nagrodą Nobla w 2007 r., w naszym kraju można wskazać trzy grupy problemów związanych wodą: niedobór i nadmiar, ale też zanieczyszczenie wody, co jest istotną przeszkodą w jej retencjonowaniu przez dłuższy czas. Niedobór wody jest zjawiskiem częstym, jej nadmiar – okresowym, a zanieczyszczenie – bardzo częstym.

Odpowiedzią na te zagrożenia jest rozwój retencji, ale nie w postaci rozwiązań graniczących z gigantomanią, lecz mikrozbiorników, które powinny w równomiernym stopniu obejmować większe obszary, na których woda mogłaby się swobodnie rozlewać nie czyniąc szkód i być przetrzymywana przez kilka miesięcy przy zapewnieniu jej odpowiedniej czystości.

Niestety takie podejście nie jest w Polsce powszechnie realizowane. Nie zatrzymujemy wody w nowoczesnych systemach retencyjnych spełniających funkcję przeciwpowodziową, w tym bardzo zaawansowanych na Zachodzie Europy systemach tzw. retencji korytowej, pozwalającej na „oddanie” ciekom ich naturalnych terenów zalewowych.

Pomocne scalenia gruntów

Nie realizujemy takich rozwiązań również ze względu na niedostateczną ilość terenów, które można wykorzystać pod takie działania, w miejscu występowania problemu. Równocześnie nie sięgamy po scalenia gruntów, które umożliwiają nową organizację przestrzeni, bo to zabieg niepopularny, podobnie zresztą jak miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego.

Problemem jest nie tylko brak powszechnej realizacji nowoczesnych działań proretencyjnych, ale również brak współpracy pomiędzy Państwowym Gospodarstwem Wodnym Wody Polskie (będącym stosunkowo młodą instytucją powstałą z połączenia Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej z Wojewódzkimi Zarządami Melioracji i Urządzeń Wodnych odpowiedzialną za gospodarkę wodą) a Wojewódzkimi Biurami Geodezji i Terenów Rolnych, które podlegają marszałkom województw i odpowiedzialne są za realizację scaleń gruntów.

W Polsce scalenia służą niemal wyłącznie rolnictwu, tymczasem np. w Holandii, Szwajcarii czy w Republice Federalnej Niemiec stosowane są powszechnie dla umożliwienia realizacji nowoczesnej retencji wodnej, dzięki czemu możliwe jest zatrzymanie do 50 proc. wody w terenach rolnych(!) zamiast spuszczania jej do morza, jak pisał w latach 70. cytowany prof. Strzemski.

Potrzeba współpracy pomiędzy wymienionymi jednostkami administracji rządowej i samorządowej wynika z konieczności łączenia gospodarki wodą z gospodarką przestrzenną w celu przeciwdziałania suszy i powodzi.

Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, które z tych dwóch wyzwań jest bardziej dotkliwe dla gospodarki kraju. W ostatnim czasie wiele wysiłków na szczeblu krajowym skierowano na ochronę przeciwpowodziową, mniej uwagi poświęcając suszy. Tymczasem susza to już nie jest problem odległych krajów, ale również Polski, gdzie coraz dotkliwiej doświadczymy jej skutków, zwłaszcza w rolnictwie. Aby nie przerodziło się to w szeroki problem społeczno-gospodarczy, już dziś musimy zacząć energicznie przeciwdziałać suszy. Pamiętać należy, że przeciwdziałając suszy w ramach retencji korytowej, przeciwdziałamy także powodzi.

Trzy stopnie suszy

Suszę należy traktować jako zjawisko trzystopniowe. Rozpoczyna się od suszy atmosferycznej, następnie występuje susza glebowa, a na końcu hydrologiczna. Susza atmosferyczna jest wynikiem długotrwałego niedostatku lub braku opadów, co przy wysokich temperaturach powietrza prowadzi do zmniejszenia wilgotności gleby, a następnie do obniżenia poziomu wód gruntowych i zaniku dopływu wody do sieci rzecznej.

Wcześniej jednak suszę odczujemy poprzez straty w rolnictwie czy brak wody w studniach przydomowych. Zjawiska te mogą być już w najbliższych latach powszechnie odczuwalne w całej Polsce – na razie jeszcze poza terenami górskimi, Pomorzem i obszarem pojezierzy.

Pamięć powodzi jest w Polsce żywa. Wiele osób dobrze pamięta te z lat 1997 i 2010. Inaczej jest z suszą. W ostatnim czasie najsuchszy był rok 2015, a okres 2015–2020 był najbardziej suchym okresem ostatniego półwiecza, co jest zwiastunem groźnego trendu. Należy zaznaczyć, że dotyczy to również niedoboru lub braku wody w systemach rzecznych, czyli trzeciego stopnia suszy.

Wpływ na proces odbudowania zasobów wodnych mają głównie opady w kolejnym roku i wielkość pokrywy śnieżnej. Tymczasem opadów i śniegu będzie coraz mniej, a opadów deszczu, które będą coraz częściej krótkie i nawalne, nie umiemy zatrzymać w przestrzeni rolniczej.

Warto zwrócić uwagę, że okresowe obniżanie się stanów wody w ciekach poniżej wartości granicznych (tzw. niżówka) najszybciej rośnie w Tatrach i na pogórzu. Jeszcze gorzej jest w zlewniach nizinnych, gdzie problem przepływów niżówkowych jest z roku na rok coraz dotkliwszy.

Również dlatego złudne jest przekonanie, że w dużych rzekach wody nie zabraknie. Niski poziom wody w rzekach przeniesie się z czasem na teren pojezierzy. Skutki tych zjawisk mogą być jeszcze w tym dziesięcioleciu drastyczne dla wielu części kraju. Chodzi tu o bezpieczeństwo poboru wody na cele wodociągowe, pracę małych elektrowni oraz stan środowiska przyrodniczego.

Wszyscy powinniśmy być zainteresowani zatrzymaniem wody w terenach rolnych, przede wszystkim zaś rolnicy i władze gmin. Konieczne jest zintegrowanie zarządzanie zasobami wodnymi na poziomie lokalnym. Niezbędne do sprostania wyzwaniom, z którymi musimy się zmierzyć, jest jak najszybsze połączenie działań z zakresu gospodarki wodą i gospodarki przestrzenią, w tym włączenie scaleń gruntów do przygotowania terenów rolnych dla nowoczesnej retencji korytowej. Aby to osiągnąć, niezbędne jest pilne skoordynowanie tych działań między podmiotami odgrywającymi szczególną rolę w gospodarowaniu wodą, tj. Ministerstwem Infrastruktury, Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi w zakresie planowania, finansowania, utrzymania i modernizacji infrastruktury wodno-melioracyjnej i hydrotechnicznej oraz podległymi marszałkom województw Biurami Geodezji i Terenów Rolnych odpowiedzialnymi za urządzanie przestrzeni rolniczej w ramach scaleń gruntów.

Administracja nieprzygotowana

Podsumowując, należy stwierdzić, że kluczowym wyzwaniem dla naszego kraju jest rozwój retencji wodnej. Warto w tym miejscu przytoczyć jedno zdanie z pracy „Gospodarowanie wodą – wyzwania dla Polski”, która jest podsumowaniem „Alertów wodnych”, opublikowaną w czasopiśmie „Nauka” nr 1/2021: „Naszym bogactwem nie jest woda, która odpływa z terenu kraju, lecz woda obecna czasowo w krajobrazie, która wzbogaca zasoby wód powierzchniowych i podziemnych”.

Badania przeprowadzone w latach 2020–2021 na Wydziale Inżynierii Środowiska i Geodezji Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie potwierdziły opisane problemy, obnażając brak przygotowania metodycznego administracji publicznej w Polsce do systemowego urządzania przestrzeni terenów rolniczych w sposób umożliwiający zatrzymanie wody oraz ochronę przeciwpowodziową. Wszystkich zainteresowanych wynikami badań odsyłamy do opublikowanej w 2021 r. monografii prezentującej korzyści płynące z kształtowania zasobów wodnomelioracyjnych i ekologiczno-krajobrazowych za pomocą scaleń gruntów: https://prace_urzadze-niowo-rolne.urk.edu.pl.

●Dr hab. inż. Jacek M. Pijanowski jest profesorem Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie (URK), koordynatorem dyscypliny inżynieria lądowa i transport tej uczelni, prezesem Towarzystwa Rozwoju Obszarów Wiejskich, członkiem zespołu zadaniowego Komitetu Przestrzennego Zagospodarowania Kraju Polskiej Akademii Nauk.

●Dr hab. inż. Leszek Książek jest profesorem URK, dziekanem Wydziału Inżynierii Środowiska i Geodezji tej uczelni, członkiem Komitetu Gospodarki Wodnej PAN i Komitetu Inżynierii Środowiska PAN.

●Dr hab. inż. Andrzej Wałęga jest profesorem URK i prezesem Stowarzyszenia Hydrologów Polskich.

Już na początku lat 70.XX wieku prof. Michał Strzemski alarmował na łamach „Polityki” (39/1973), że „spuściliśmy do morza takie ilości wody, które można ocenić jedynie w skali hydrogeologicznej. Spowodowaliśmy proces prawie nieodwracalny. Z kraju zasobnego w wodę staliśmy się krajem w wodę ubogim. (…) Wielkie budowle hydrotechniczne gromadzą w sumie dużo mniej wody niż drobne kumulacje, których efekt był zresztą tylko w części widoczny, bo ich znaczenie polegało m.in. na utrzymywaniu wysokiego poziomu wód gruntowych. Jeszcze nie wiadomo, czy rozmaite sztuczne „morza” śródlądowe zaopatrzą dostatecznie w wodę przemysł. Z góry można przewidywać, że nie dostarczą odpowiedniej ilości wody rolnictwu. Zresztą nawet w tym wypadku, gdybyśmy skumulowali w gigantycznych zbiornikach wodę dla całej gospodarki narodowej, to nie zdołamy jej rozprowadzić po całej rolniczej przestrzeni produkcyjnej. Byłby to zabieg bardzo drogi. Znacznie droższy od utrzymania i eksploatacji drobnych i rozproszonych zbiorników”.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację