Już na początku lat 70.XX wieku prof. Michał Strzemski alarmował na łamach „Polityki” (39/1973), że „spuściliśmy do morza takie ilości wody, które można ocenić jedynie w skali hydrogeologicznej. Spowodowaliśmy proces prawie nieodwracalny. Z kraju zasobnego w wodę staliśmy się krajem w wodę ubogim. (…) Wielkie budowle hydrotechniczne gromadzą w sumie dużo mniej wody niż drobne kumulacje, których efekt był zresztą tylko w części widoczny, bo ich znaczenie polegało m.in. na utrzymywaniu wysokiego poziomu wód gruntowych. Jeszcze nie wiadomo, czy rozmaite sztuczne „morza” śródlądowe zaopatrzą dostatecznie w wodę przemysł. Z góry można przewidywać, że nie dostarczą odpowiedniej ilości wody rolnictwu. Zresztą nawet w tym wypadku, gdybyśmy skumulowali w gigantycznych zbiornikach wodę dla całej gospodarki narodowej, to nie zdołamy jej rozprowadzić po całej rolniczej przestrzeni produkcyjnej. Byłby to zabieg bardzo drogi. Znacznie droższy od utrzymania i eksploatacji drobnych i rozproszonych zbiorników”.
Potrzebne mikrozbiorniki
Problemy sygnalizowane niemal pół wieku temu są niestety aktualne i dziś. Jak podaje m.in. prof. Zbigniew Kundzewicz, członek międzyrządowego panelu ds. zmian klimatu IPCC, wyróżnionego Pokojową Nagrodą Nobla w 2007 r., w naszym kraju można wskazać trzy grupy problemów związanych wodą: niedobór i nadmiar, ale też zanieczyszczenie wody, co jest istotną przeszkodą w jej retencjonowaniu przez dłuższy czas. Niedobór wody jest zjawiskiem częstym, jej nadmiar – okresowym, a zanieczyszczenie – bardzo częstym.
Odpowiedzią na te zagrożenia jest rozwój retencji, ale nie w postaci rozwiązań graniczących z gigantomanią, lecz mikrozbiorników, które powinny w równomiernym stopniu obejmować większe obszary, na których woda mogłaby się swobodnie rozlewać nie czyniąc szkód i być przetrzymywana przez kilka miesięcy przy zapewnieniu jej odpowiedniej czystości.
Niestety takie podejście nie jest w Polsce powszechnie realizowane. Nie zatrzymujemy wody w nowoczesnych systemach retencyjnych spełniających funkcję przeciwpowodziową, w tym bardzo zaawansowanych na Zachodzie Europy systemach tzw. retencji korytowej, pozwalającej na „oddanie” ciekom ich naturalnych terenów zalewowych.
Pomocne scalenia gruntów
Nie realizujemy takich rozwiązań również ze względu na niedostateczną ilość terenów, które można wykorzystać pod takie działania, w miejscu występowania problemu. Równocześnie nie sięgamy po scalenia gruntów, które umożliwiają nową organizację przestrzeni, bo to zabieg niepopularny, podobnie zresztą jak miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego.