W „Rzeczpospolitej” z 4.07.2022 prof. Jerzy Żyżyński, były członek RPP postanowił zrobić wykład czytelnikom o inflacji. W pokrętny sposób próbuje udowodnić, że przyczyny skandalicznie wysokiego wzrostu inflacji w Polsce leżą wyłącznie po stronie Putina. O ile dobrze zrozumiałem kuriozalną logikę p. Profesora, to dowodem na to jest wskaźnik inflacji w lutym 2022 r. (czyli miesiącu agresji Rosji na Ukrainę) w stosunku do stycznia (m/m), który wyniósł 99,7 proc., co według autora oznacza deflację (sic!) -0,3%. Żyżyński wyciąga z tego wniosek, że mieliśmy zatem podstawy do oczekiwań stabilizacji cen. Niestety w kolejnych miesiącach tendencja z lutego się już nie utrzymała, gdyż wskaźnik inflacji m/m podskoczył do 103,2 proc., co Profesor przypisuje wyłącznie putinflacji. Żeby zamknąć usta wątpiącym w taką narrację, stwierdza on, że atakowanie w tym momencie banku centralnego świadczyć może o niekompetencji albo o złej woli.
Czytaj więcej
Publicyści i niezbyt rozważni uczeni, a przede wszystkim niektórzy politycy, bardzo intensywnie poprzez swoje wypowiedzi nakręcają oczekiwania inflacyjne.
Ja mimo wszystko odważę się przyjąć zarzut niekompetencji albo złej woli (a pewno i jedno i drugie) i postaram się mimo wszystko nie zgodzić z szanownym Profesorem, który wydaje się używać takich dosadnych sformułowań, gdyż jest mu po prostu wstyd z powodu istotnego wpływu, jaki wywierał na upolitycznienie decyzji podejmowanych przez RPP poprzedniej kadencji.
Przede wszystkim daleko nieprawdziwe jest twierdzenie, że przyczyną inflacji jest Putin. Jeszcze w 2020 r. przed wybuchem pandemii koronawirusa inflacja przewyższała 4,7 proc., czyli była najwyższa od lat. Wskaźnik wzrostu cen produkcyjnych (PPI) dochodził wówczas do 16 proc., a jest to niezmiernie istotna oznaka tego, że za jakiś czas nastąpi wzrost cen dóbr i usług konsumpcyjnych (CPI), gdyż zwykle inflacja PPI wyprzedza CPI. Wie to każdy student ekonomii, tym bardziej wiedzieć powinien też profesor ekonomii. To najpóźniej wtedy też Jerzy Żyżyński ze swoimi kolegami z RPP powinien zareagować i rozpocząć serię podwyżek stóp procentowych przez NBP. Jakoś nie przypominam sobie takiej jego aktywności, mimo że miał on realny wpływ na podejmowane decyzje.
Gdyby polityka RPP i NBP była odpowiednio restrykcyjna (a taka powinna być od ponad dwóch lat), to NBP nawet bez „czarodziejskiej różdżki” powinien być w stanie opanować inflację przynajmniej do poziomu przeciętnego w UE. Niestety tak się nie stało, gdyż razem z krajami bałtyckimi Polska jest na czele tej niechlubnej klasyfikacji w Europie. Stało się tak nie dzięki Putinowi, jak od miesięcy wmawia nam rządowa propaganda, ale dzięki spóźnionej i nadal nieadekwatnej reakcji NBP na zjawiska inflacyjne wynikające z coraz większej nierównowagi makroekonomicznej naszej gospodarki. A za to NBP ponosi konstytucyjną odpowiedzialność.