Kiedy Václav Havel pisał swój słynny esej „Siła bezsilnych”, system komunistyczny był u szczytu potęgi, a aparat represji trzymał ludzi w żelaznym uścisku. „Siła bezsilnych” wydawała się mrzonką. A jednak 21 lat później to bezsilni zwyciężyli.
Patrząc dziś na heroiczną walkę Ukrainy, trudno nie wspomnieć „Siły bezsilnych”. Według ocen ekspertów, Ukraina nie miała żadnych szans. Można było tylko zgadywać, czy Rosja pokona ją w ciągu 72 godzin, czy będzie potrzebowała kilka dni więcej. A tymczasem Kijów wciąż się trzyma, armia się broni, a prezydent Zełenski wyrasta na bohatera. Czy Ukraina ma szanse powstrzymać agresję, nie wiadomo. Ale już zademonstrowała spoistość narodową, sprawność militarną i odniosła zwycięstwo w wojnie informacyjnej. Hojnie opłacani rosyjscy agenci wpływu i spece od internetowych manipulacji zamilkli, a świat wierzy Ukrainie.
Ale poza siłą bezsilnego, konflikt pokazał też zdumiewającą niemoc mocarza. Oceny sprawności przesławnej armii Rosji pozostawiam ekspertom militarnym, choć jak dotąd „operacja specjalna” rozwija się bardziej jak kompromitująca wojna sowiecko-fińska z lat 1939–1940, niż jak szturm Berlina. Ja raczej zajmę się gospodarką.
Kiedy Zachód wprowadzał sankcje, prezydent Putin w ogóle się nimi nie przejmował. Co Zachód może zrobić potężnej Rosji? Jak zechce gospodarczej wojny, to sam zapłaci jej koszty w postaci gigantycznego wzrostu cen energii. Bo jeśli nawet USA mogą sobie pozwolić na zakaz importu rosyjskiego gazu i ropy, to Europa już nie. W wielu krajach UE rosyjski gaz zaspokaja niemal całość potrzeb, a alternatywnych dróg dostaw na razie nie ma.
Tymczasem gospodarka rosyjska okazała się znacznie bardziej podatna na ciosy, niż sądzono. Pierwszą ofiarą ataku padł rubel, który stracił 40 proc. wartości. Nastąpiła reakcja łańcuchowa: wzrost inflacji, ucieczka kapitału, paraliż rynków finansowych, ograniczenia wymienialności waluty, perspektywa niewypłacalności: decyzji o odmowie spłaty odsetek i wykupu części obligacji.