Jan Polowczyk: Współpracujmy, ale pamiętajmy o ryzyku

Lubię czytać prace prof. Kołodki, bo pisze z wielką erudycją, wspartą doświadczeniem podróżnika. Jednak po każdej takiej lekturze przychodzi krytyczne zastanowienie nad wizją świata, którą proponuje czytelnikowi.

Publikacja: 04.01.2021 21:00

Jan Polowczyk: Współpracujmy, ale pamiętajmy o ryzyku

Foto: Adobe Stock

Profesor Grzegorz W. Kołodko jest znanym ekonomistą, a do tego z dużym doświadczeniem gospodarczym jako członek kilku rządów z okresu pierwszej połowy transformacji, znany jako anty-Balcerowicz. W artykule „Co jest grane" („Rzeczpospolita", 4 grudnia 2020) przedstawia swoją diagnozę obecnej sytuacji polityczno-gospodarczo-społecznej świata i stawia prognozy na przyszłość.

Dwie kwestie spowodowały, że postanowiłem napisać polemikę.

Trudno się nie zgodzić z wieloma trafnymi spostrzeżeniami i interpretacjami. Kluczowym zagadnieniem jest wzrost znaczenia Chin, które pod względem PKB przegoniły już Stany Zjednoczone.

Kołodko przewiduje dalszy spadek znaczenia Ameryki, w przeciwieństwie do wzrostu znaczenia Eurazji. Eurazja to oczywiście połączenie Europy i Azji. I według Kołodki Polska może tu odegrać kluczową rolę (już dziś jest największym europejskim państwem w chińskiej inicjatywie Belt and Road 17+1).

Trzeba zauważyć, że projekt ten bardzo koreluje z koncepcją Trójmorza, jeśli chodzi o skład państw europejskich.

Chinizm – czy jest zagrożeniem?

Kołodko posługuje się terminem „chinizm" i jest to w jego interpretacji specyficzny ustrój polityczno-ekonomiczny, będący synergią rynku i państwa, którego polityka opiera się na merytokracji. Chinizm może być, według Kołodki, dla niektórych państw alternatywą dla „neoliberalnej gospodarki oraz dysfunkcjonalnego kapitalizmu państwowego".

Kołodko stawia pytanie: Chinizm – zagrożenie czy szansa? I nie jest to pytanie retoryczne. Kołodko dziwi się, że na Zachodzie narasta strach przed chińską ekspansją, a jeszcze dodatkowo jest podsycany przez „lobby militarno-przemysłowe". Co więcej, jak pisze dalej: „nie brakuje też niepojmujących co się dzieje polityków i ekonomistów oraz najzwyczajniej głupców" skupionych wokół tygodnika „The Economist" i nawołujących do tworzenia antychińskiego aliansu z USA na czele.

Według Kołodki Unia Europejska nie powinna się dać wciągnąć w grę strategiczną po amerykańskiej stronie. UE powinna pokojowo i rozwojowo spinać i integrować układ atlantycko-europejski z euroazjatyckim. I temu ostatniemu stwierdzeniu można byłoby przyklasnąć.

Grzegorz Kołodko ma najwyraźniej wielką sympatię i jakąś słabość do Chin, co podważa walor naukowy jego rozważań. W książce „Czy Chiny zbawią świat?" (2018, s. 180) napisał: „Chiny bynajmniej nie pragną świata zdominować, a jedynie wykorzystać globalizację z pożytkiem dla siebie i niekoniecznie kosztem innych, a czasami wręcz im pomagając". Autor nie jest jednak obiektywny. W swojej książce na ponad 200 stronach ani jednym zdaniem nie wspomina o wszechobecnej w Chinach inwigilacji, wykorzystującej najnowsze technologie i łamaniu praw człowieka, w tym praw mniejszości narodowych.

Chiny budzą podziw swoimi osiągnięciami ostatnich kilku dekad: zapierające dech wieżowce, imponujące projekty infrastrukturalne, szybkie koleje, autostrady, zapora Trzech Przełomów, ogromne lotniska i terminale kolejowe, futurystyczne miasta, nowoczesne muzea pokazujące wielowiekową historię tego państwa. Chiny uwodzą przybyszów nawet z tak wymagających krajów jak USA. Trzeba jednak pamiętać o drugiej stronie tego obrazka: Chiny są coraz bardziej krajem autorytarnym, z rosnącymi ambicjami do odgrywania kluczowej roli w świecie.

Głównym atutem Chin jest wielkość populacji, co daje przewagę chińskim firmom niepodlegającym restrykcyjnym antymonopolowym – tak jak w UE czy w USA. Podstawowa zasada w biznesie to efekt skali: im więcej produkujesz, tym produkt może być tańszy. W tej konkurencji nikt nie przebije Chin. Szanse mają jedynie Indie.

Chiny się szybko zmieniają. Jeszcze kilka lat temu były bardziej otwarte na Zachód, na cudzoziemców, na nowe idee, były bardziej przyjazne dla sąsiadów. Na kampusie uniwersytetu, w którym byłem dwa miesiące, na eksponowanym miejscu stoi duże popiersie Adama Smitha, ojca współczesnej ekonomii. Jednak ostatnio zamknięto czytelnię czasopism zagranicznych.

Narzędziem chińskiej soft power stały się Instytuty Konfucjusza, których powstało kilkaset na całym świecie, także przy kilku uniwersytetach w Polsce. Ich celem jest wzmacnianie wpływów Pekinu w zachodniej edukacji i kulturze. W wielu krajach podjęto decyzje o ich zamknięciu, uznając, że to bardziej instytucje propagandowe, które są zagrożeniem dla swobody badań naukowych. Instytuty Konfucjusza służą m.in. blokowaniu w dyskursie akademickim tematów niewygodnych dla władz Chin, takich jak prawa człowieka. Chińska oferta jest wsparta finansowaniem nauki języka czy wyjazdów studyjnych dla naukowców.

Czy armie są potrzebne?

Drugi wątek, który sprowokował niniejszą polemikę, to podejście profesora Kołodki do spraw obronności. Według Kołodki „wojny nie będzie", ponieważ świat staje się wielobiegunowy i dlatego liczyć się będzie dyplomacja, a także rozumna strategia rozwoju społeczno-gospodarczego wykorzystująca postęp naukowo-techniczny.

Sądząc po publicznych wypowiedziach Kołodki, jest to jego ulubiony temat ostatnio. W artykule „Militaryzm i głupota" („Rzeczpospolita", 24 czerwca 2019 r.) napisał, że Zachód rozpętał drugą zimną wojnę, której tym razem nie wygra. Według Kołodki ta wojna już się toczy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi wspieranymi przez serwilistycznych sojuszników (w tej grupie jest też Polska) a Rosją i, zwłaszcza, Chinami.

Kołodko informuje, że coraz więcej państw daje się wciągnąć do tej wirówki, narażając własne społeczeństwa na koszty, a zarabiają na tym sektor militarno-przemysłowy oraz jego polityczne i medialne zaplecze.

Przypomnijmy w skrócie, jaki jest wkład ekonomistów w teorię rozwiązywania konfliktów międzynarodowych. Zajmuje się tym m.in. teoria gier, która stała się w minionych trzech dekadach najbardziej uhonorowaną gałęzią nauk społecznych. Od 1994 r. aż siedmiu naukowców otrzymało Nagrody Nobla z ekonomii za rozwój i zastosowanie teorii gier. Szczególne znaczenie w rozwiązywaniu konfliktów międzynarodowych mają dokonania noblisty Thomasa C.Schellinga. Na początku lat 60., kiedy prezydentem był John F. Kennedy, konfrontacja zbrojna między Zachodem a Wschodem, związana z konfliktem kubańskim, zawisła na włosku. Schelling doradzał wtedy rządowi amerykańskiemu, jak wykorzystać groźbę ataku atomowego w stosunkach z ówczesnym Związkiem Radzieckim tak, aby jednak konfliktu uniknąć.

Ważne było stworzenie wrażenia, że rząd USA jest zdecydowany przeprowadzić atak jądrowy – i zwyciężyć. To oczywiście zwiększało ryzyko wybuchu wojny jądrowej. Według Schellinga, po latach oceniającego tamte wydarzenia, to balansowanie było jednak najbezpieczniejszym rozwiązaniem, które pozwoliło uniknąć wojny jądrowej. Według Roberta J. Aumanna, który otrzymał Nagrodę Nobla wspólnie z Schellingiem w 2005 r., eksperci od teorii gier w dużym stopniu pomogli wygrać zimną wojnę.

Podstawą teorii gier jest założenie, że przeciwnicy są zdolni do przewidywania działań innych uczestników na podstawie wiedzy o ich motywach i wyznawanych wartościach. Problemem tym zajmował się inny noblista, J. Nash, który badał, dlaczego dwie strony kontraktu dochodzą do porozumienia. Według Nasha dwie lub więcej stron dzielą zyski z transakcji zależnie od tego, jak wyceniają wartość swoich korzyści, a także jakie posiadają alternatywy. Transakcja (ugoda) jest robiona w punkcie, w którym nikt nie ma chęci zmiany pozycji, przy danych działaniach drugiej strony. Jest to tzw. punkt równowagi Nasha.

Teoria gier daje zatem mocne uzasadnienie dla potrzeby zbrojeń. I nie jest to nic nowego. Stara rzymska maksyma mówi: „si vis pacem para bellum", jeżeli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny. Wiara w powszechne rozbrojenie i ogólną wielkoduszność przywódców może okazać się zwykłą naiwnością. Prędzej czy później pojawia się jakiś polityk, który chce przejść do historii, albo szaleniec opanowany przez ideologie, czy neurotyczny ambicjoner umiejący zręcznie manipulować nastrojami społecznymi. Powszechna współpraca dla ogólnego dobra jest stanem idealnym (w ekonomii stan taki nazywa się optimum Pareto).

Jednak, jak zauważył Nash, ludzie najczęściej uzyskują tylko suboptimum, np. wskutek ogromnych nakładów na zbrojenia (jest to równowaga Nasha). Trzeba jednak podkreślić, że bez tych wydatków nie byłoby wielu wynalazków, które przyspieszają z czasem wzrost ogólnego dobrobytu.

Pozyskiwanie poparcia społeczeństw poprzez działania wojenne jest bardzo efektywne i dlatego potencjalnie możliwe. Kiedy Margaret Thatcher w 1982 r. wydała rozkaz odbicia Falklandów z rąk argentyńskiej junty, jej mocno osłabiona popularność poszybowała w górę, co rok później dało jej zwycięstwo w wyborach. Kiedy Wojsko Polskie wkraczało na Zaolzie w 1938 r., i uczestniczyło w rozbiorze Czechosłowacji, polskie społeczeństwo rozpierała duma. Nie inaczej było w Rosji po szybkim zajęciu Krymu w 2014 r. Takich przypadków w historii jest wiele.

Zagrożenie wojnami nie zaniknie, ale na pewno wojny zmienią się pod wpływem technologii. Zmieniła się technika wojskowa i sposoby prowadzenia operacji militarnych. Dziś bomby zrzucają bezzałogowe roboty drony, a spust pociąga siedzący o tysiące kilometrów dalej operator, popijając kawę.

Nie zmienił się jednak czynnik ludzki na szczeblu dowodzenia. O rozpoczynaniu operacji wojennych ciągle decydują ludzie głównodowodzący: przywódcy państw i generałowie. Decyzje podejmują zaopatrzeni w wiedzę o przeciwniku, ale podlegają takim samym emocjom, jak te opisane przez chińskiego wodza Sun Tsu dwa i pół tysiąca lat temu.

Rywalizacja i współpraca

Rywalizacja nie wyklucza współpracy. W biznesie nazywa się to koopetycją (fuzja dwóch terminów angielskich: coope/ration & compe/tition). Naturalną rzeczą jest rywalizacja konkurencyjnych firm na rynkach, ale te same firmy mogą tworzyć alianse strategiczne w pewnych ograniczonych zakresach po to, aby współpracować i dzielić się zyskami. Mogą też tworzyć nielegalne związki, np. w sprawie ustalania cen czy podziału rynków.

Niewątpliwie, trzeba przyznać rację profesorowi Kołodce, kiedy pisze o konieczności współpracy z Chinami na wielu płaszczyznach, w tym z chińskimi firmami sektora high-tech. Współpracujmy z Chinami, ale pamiętajmy o tym, że to rosnące w siłę mocarstwo gospodarcze, które będzie w sposób naturalny, dysponując jednocześnie ogromnymi zasobami finansowymi, dążyć do wasalizowania innych państw. Możemy współpracować z Chinami, najlepiej będąc częścią Unii Europejskiej.

Sztuka rządzenia państwem nie może ograniczyć się do prostej redukcji wydatków na obronność i przerzucania ich na służbę zdrowia lub edukację. Jest to znacznie bardziej złożona gra, wymagająca umiejętnego balansowania między różnymi potrzebami, gdy każda z nich jest ważna. To jest podstawowe zadanie dla rządzących. A zapewnienie pokoju i ciągłości państwowości jest kluczowym obowiązkiem każdego rządu.

Dr. hab. Jan Polowczyk jest profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, pracuje tam w Katedrze Konkurencyjności Międzynarodowej.

Tytuł pochodzi od redakcji.

Profesor Grzegorz W. Kołodko jest znanym ekonomistą, a do tego z dużym doświadczeniem gospodarczym jako członek kilku rządów z okresu pierwszej połowy transformacji, znany jako anty-Balcerowicz. W artykule „Co jest grane" („Rzeczpospolita", 4 grudnia 2020) przedstawia swoją diagnozę obecnej sytuacji polityczno-gospodarczo-społecznej świata i stawia prognozy na przyszłość.

Dwie kwestie spowodowały, że postanowiłem napisać polemikę.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację