Reklama
Rozwiń
Reklama

Clinton i Trump niczym polscy politycy

Swoje ganicie, cudzego nie znacie, sami nie wiecie, co przepuszczacie. Oto nowatorska wersja starego przysłowia. Przyszła mi do głowy, kiedy słuchałem debaty kandydatów do najważniejszego stanowiska świata, czyli fotela prezydenta USA.

Aktualizacja: 28.09.2016 22:19 Publikacja: 28.09.2016 21:46

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

Lubimy narzekać na naszą krajową politykę. Na powierzchowne dyskusje, agresywne personalne ataki, przecieki i podsłuchy, niemożliwe do realizacji obietnice, miałkie programy wyborcze, niespójne i nieadekwatne do wyzwań plany gospodarcze. No i proszę! W USA – ostatnim kraju, który o to byśmy podejrzewali – mamy do czynienia z czymś podobnym.

Świat stoi ciągle w obliczu wielkich i niesłychanie groźnych wyzwań. Globalne finanse są rozregulowane i zagrożone nadmiernymi długami państw, przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Giełdowe bańki niebezpiecznie się nadymają, a potem pękają, na rynkach surowców co jakiś czas dochodzi do wielkich spekulacji. W razie gwałtownych załamań rynków wielu wielkim bankom groziłoby bankructwo. Stabilność walut jest zagrożona bilionami pustych dolarów, euro, funtów i jenów wydrukowanych bez umiaru przez ratujące się przed bankructwem rządy. Globalna gospodarka kuleje, nie mogąc odzyskać zdolności do trwałego wzrostu i przesuwając się od jednej recesji do kolejnej. Społeczne zaufanie do rynku jest nadszarpnięte, co daje pożywkę dla populizmu i anarchii.

Co mają do zaoferowania kandydaci na prezydenta jako odpowiedź na te wyzwania? Hillary Clinton jako jedyny pomysł ma kontynuację, nieco tylko odświeżonej, strategii gospodarczej, którą od lat stosował Barack Obama – nie osiągając przełomu w walce z kryzysem. Odpowiedzią na frustrację amerykańskiej klasy średniej wywołaną nadmiernym zadłużeniem i kolosalnym zróżnicowaniem dochodów są propozycje kosmetycznych zmian podatków i wydatków państwa, odpowiedzią na lęki gorzej wykształconych Amerykanów przed azjatycką konkurencją obietnice zawierania kolejnych umów o wolnym handlu.

Donald Trump nie ma spójnego pomysłu na gospodarkę – ma jedynie rzucane na oślep populistyczne hasła, które często zgłasza, a potem się z nich wycofuje. Receptą na powolny wzrost ma być odbiurokratyzowanie gospodarki (ciekawe, gdzie w USA ukrywa się owa wielka i dusząca gospodarkę biurokracja) i obniżka podatków (dla bogatszej części społeczeństwa). Receptą na konkurencję – niejasna wizja protekcjonizmu, wojen handlowych z Chinami oraz muru na granicy z Meksykiem.

Zawsze sądziliśmy, że dla wyborów politycznych Amerykanów najważniejsza jest gospodarka. Dziś ważniejsze są skrzynki e-mailowe Clinton i zeznania podatkowe Trumpa.

Reklama
Reklama

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula

Opinie Ekonomiczne
Andrzej Wojtyna: Rada Fiskalna – trzeba nadrobić stracony czas
Opinie Ekonomiczne
Cezary Szymanek: List do Św. Mikołaja, który wierzy w wolny rynek
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: Rolnicy zwalczają Mercosur i narażają europejskie bezpieczeństwo
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Pieniądze dla Ukrainy: zwyciężył strach i lobby rosyjskie
Opinie Ekonomiczne
Zielony wodór: lekcja z niemieckiego fiaska
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama