Sławomir Horbaczewski: Tylko cztery godziny zakupów w niedzielę

Zamiast zakazywać handlu w niedzielę, ograniczmy ustawowo jego czas. Właściciele galerii handlowych sami je zamkną tego dnia.

Aktualizacja: 21.11.2016 06:35 Publikacja: 20.11.2016 21:03

Sławomir Horbaczewski

Sławomir Horbaczewski

Foto: Rzeczpospolita, Waldemar Kompała

W dyskusji o społecznym projekcie ustawowego zakazu handlu w niedzielę trzeba wziąć pod uwagę charakter naszej gospodarki. Pomimo rozwoju eksportu, nadal jest ona gospodarką rynku wewnętrznego. Jej niezaprzeczalnym atutem jest mniejsza podatność na szoki zewnętrzne wywołane zmianami popytu za granicą.

I choć nie istnieją gospodarki w pełni bezpieczne, niezależne od tego, co dzieje się w handlu światowym, to właśnie swojej strukturze i decyzjom rządu PiS sprzed dziesięciu lat (zniesienie trzeciego progu PIT i zmniejszenia składki rentowej), w dużej mierze udało się uniknąć recesji po 2008 r. Obok inwestycji z funduszy unijnych to właśnie silny rynek wewnętrzny uratował nas przed głębokim kryzysem, którego doświadczyły bardziej otwarte gospodarki europejskie.

Ostrożnie z handlem

Właśnie dlatego, że rynek wewnętrzny pełni u nas tak ważną rolę, wszelkie ingerencje w funkcjonowanie handlu detalicznego w Polsce powinny być podejmowane z rozwagą. I z uwzględnieniem znacznej wagi tego sektora dla całości gospodarki.

Działające w Polsce firmy z tej branży wytwarzają przecież 16–17 proc. wartości dodanej brutto, a sektory pośrednio z nią związane dostarczają dodatkowe 11–12 proc. Oznacza to, że sektor odpowiada w sumie za blisko 30 proc. wartości dodanej w polskiej gospodarce. Branża zatrudnia ok. 2 mln osób, a w sektorach z nią powiązanych pracuje dodatkowe 1,6 mln osób, co łącznie stanowi ponad 25 proc. ogółu pracujących w Polsce.

I choć od lat spada liczba sklepów, a największe zwyżki notują sklepy duże i bardzo duże należące do potężnych sieci, to nadal tzw. tradycyjny kanał zbytu jest ważnym elementem krajobrazu handlowego w Polsce. Inaczej niż we Francji, hipermarkety nie zdołały zdominować naszego rynku, a w ostatnich latach ich rozwój zatrzymał się.

Pozycja dyskontów i galerii

Największą dynamikę mają sieci dyskontów. Ale pomimo bardzo silnej pozycji Lidla i Biedronki należącej do Jeronimo Martins, w polskich rękach wciąż pozostaje kilka sieci supermarketów (np. Piotr i Paweł), które znalazły swoje miejsce na rynku.

Niestety, w dużych miastach dominującą pozycję zyskały wielkie galerie handlowe. Dzięki kompleksowej ofercie, obejmującej sklepy z asortymentem każdego rodzaju, gastronomię, kina, a nawet kręgielnie, stały się dla wielu konsumentów miejscem spędzania czasu wolnego w weekend, co nie jest dobre społecznie.

Uwaga na sklepy wzdłuż granicy

W dyskusji o zakazie handlu w niedzielę umyka, że sklepy zlokalizowane na tzw. ścianie wschodniej są ważnymi eksporterami. Polski handel, wykorzystując przewagę płynnego kursu złotego, kusi Litwinów, Rosjan i Słowaków atrakcyjnymi cenami i poprzez sprzedaż obcokrajowcom przyczynia się do poprawy bilansu handlowego kraju.

Zapewnia też zbyt lokalnej produkcji mięsa, nabiału i innych towarów żywnościowych. To zaś wzmacnia lokalną gospodarkę w regionach, które nie są w stanie przyciągnąć wielkich inwestycji przemysłowych.

Aby zrozumieć jak bardzo nasz handel detaliczny wpływa na gospodarki naszych sąsiadów, wystarczy przypomnieć, że na Litwie lokalne sieci handlowe apelowały do polityków, aby przyjąć przepisy ograniczające strumień klientów jadących co weekend na tańsze zakupy do Polski. Do naszych sklepów w sobotę i niedzielę co tydzień przyjeżdżają z tego kraju wycieczki autokarowe.

Potrzebny kompromis

Zatem niezbędne jest wypracowanie kompromisowego rozwiązania, które zmaksymalizuje pozytywne efekty społeczne zakazu handlu w niedzielę, nie powodując perturbacji gospodarczych, które mogłyby zagrozić realizacji programu rządu.

Pod rozwagę można wziąć rozwiązania pośrednie stosowane w niektórych krajach europejskich. Można np. wprowadzić zakaz handlu w niedzielę, ale z dość szerokimi wyjątkami. Przykładowo, sklepy mające małe obroty i oferujące artykuły codziennego użytku, mogłyby prowadzić sprzedaż w niedziele.

W pierwszej fazie zmian można rozważyć brak zakazu dla sklepów oferujących artykuły codziennego użytku (głównie sklepów spożywczych) oraz umożliwienie otwarcia innych ich typów sklepów, ale w ograniczonym wymiarze np. do czterech godzin. Jednocześnie obligatoryjne byłoby zwiększenie wynagrodzenia pracowników zatrudnionych w niedzielę i nie byłoby możliwości oddawania dni wolnych bez zapłacenia im tej nadwyżki.

Bez formalnej dyskryminacji

Te rozwiązania byłyby powszechne dla określonych typów sklepów, a więc nie dyskryminowałyby formalnie wybranych grup handlowców, co istotnie zmniejsza ryzyko sprzeciwu ze strony Komisji Europejskiej.

Bez używania bezpośredniego przymusu ograniczałoby to działalność najbardziej szkodliwych dla życia społecznego obywateli ogromnych galerii handlowych, które przyciągają licznych klientów i zatrzymują ich na długie godziny dzięki temu, że w ofercie mają nie tylko sklepy z produktami pierwszej potrzeby, ale również RTV i AGD, odzież i obuwie. Ponadto, aby jak najdłużej zatrzymać klienta, oferują mu usługi opieki nad dzieckiem itp. Właśnie te miejsca są pożeraczami czasu, który mógłby zostać przeznaczony na życie rodzinne.

Ograniczyć strumień klientów w galeriach

Ale wielkość i kompleksowość tych galerii jest jednocześnie ich słabością. Aby opłacało się je otwierać, niezbędne jest zapewnienie wystarczająco dużego strumienia klientów w stosunkowo długim czasie. Ograniczenie handlu w niedziele do czterech godzin sprawi, że ich otwarcie na tak krótko będzie nieopłacalne. Przyzwyczajony do wielogodzinnych zakupów i rozrywki klient nie będzie zadowolony – nie zdąży skorzystać ze wszystkich zaplanowanych atrakcji, więc albo odwiedzi galerię w sobotę, albo pójdzie do położonego bliżej sklepu, gdzie dokona relatywnie szybkich i rzeczywiście niezbędnych zakupów.

Tym samym właściciele niektórych galerii przekalkulują ekonomię ich otwierania w niedzielę i albo mocno ograniczą skalę działania w niedzielę, albo wręcz zrezygnują z handlu tego dnia.

Zakaz handlu podzielony na etapy

Regulacje takie byłyby stosunkowo mało dolegliwe dla mniejszych sklepów, gdyż w większości są to sklepy oferujące towary pierwszej potrzeby i to one będą mogły przejąć część klientów galerii handlowych.

Dla pracowników handlu oznacza to krótsze godziny pracy i jednocześnie większe zarobki. Ze względu na wyższy dochód gwarantowany za pracę w niedzielę wielu z nich z własnej woli poświęci jedną czy dwie niedziele w miesiącu – część z nich to przecież osoby młode, jeszcze bez rodziny.

Jeśli rozważamy wprowadzenie ograniczania handlu w niedzielę, warto zrobić to ostrożnie i być może podzielić dojście do optymalnego z punktu widzenia społecznego stanu na etapy. Najpierw należałoby wprowadzić ograniczenia, a nie całkowity zakaz. Gdyby gospodarka dobrze je przyjęła, możliwe byłoby rozważenie wprowadzenia dalszych ograniczeń w horyzoncie kilku lat.

Jednocześnie nie powinniśmy pomijać doświadczeń węgierskich (tam rząd po roku wycofał się z zakazu handlu w niedzielę, bo sprzeciwiało się temu społeczeństwo – red.). Wszak istnieje bardzo mądre przysłowie, że dobrze jest uczyć się na własnych błędach, ale znacznie lepiej uczyć się na błędach cudzych.

Autor był dyrektorem Centrum Operacji Kapitałowych Banku Handlowego i wiceprezesem Marvipolu.

W dyskusji o społecznym projekcie ustawowego zakazu handlu w niedzielę trzeba wziąć pod uwagę charakter naszej gospodarki. Pomimo rozwoju eksportu, nadal jest ona gospodarką rynku wewnętrznego. Jej niezaprzeczalnym atutem jest mniejsza podatność na szoki zewnętrzne wywołane zmianami popytu za granicą.

I choć nie istnieją gospodarki w pełni bezpieczne, niezależne od tego, co dzieje się w handlu światowym, to właśnie swojej strukturze i decyzjom rządu PiS sprzed dziesięciu lat (zniesienie trzeciego progu PIT i zmniejszenia składki rentowej), w dużej mierze udało się uniknąć recesji po 2008 r. Obok inwestycji z funduszy unijnych to właśnie silny rynek wewnętrzny uratował nas przed głębokim kryzysem, którego doświadczyły bardziej otwarte gospodarki europejskie.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację