Rz: Ukraina jest w trudnej sytuacji. Można powiedzieć, że jest ona nieco podobna do Polski na początku lat 90. XX w., z tym że do chaosu, braku kapitału i konfrontacji z koniecznością prywatyzacji i trudnych reform dochodzi nam jeszcze prowadzenie konfliktu zbrojnego.
Zygmunt Berdychowski: To, że sytuacja Ukrainy jest dziś trudniejsza niż kiedyś Polski, jest wynikiem kilku czynników. Jednak moim zdaniem obu tych sytuacji, obu tych krajów nie można porównywać. Po pierwsze, Polska na całym komunizmie straciła trzydzieści kilka lat w okresie nieprzerwanego rozwoju. Ukraina prawie dwa razy tyle. Polska utraciła część elit, która wyjechała, i część, która została wymordowana – to również niewiele oczywiście w stosunku do strat ukraińskich. Widząc tak gigantyczną różnicę w kontekście historycznym, trudno się dziwić, że dzisiejsze konsekwencje są odpowiednio innej skali. Po drugie, oba kraje na początku okresu przemian poszły w innych kierunkach. My byliśmy zgodni, że idziemy w kierunku Zachodu. Otworzyliśmy granice i gospodarkę naszego kraju na nieprawdopodobną konkurencję. To przyniosło sukces tej operacji i brak ukształtowania się klasy oligarchów. Ze względu na presję kapitału zewnętrznego nie doszło do zinstytucjonalizowania oligarchii, nie licząc pojedynczych przypadków.
Ceną tego otwarcia było pewne uzależnienie się od kapitału zagranicznego. Warto było jednak ją zapłacić?
Zdecydowanie tak. Z oligarchami dużo trudniej się walczy niż z korporacjami zachodnimi.
Czy dzisiaj możemy być dla Ukraińców swego rodzaju wzorcem do naśladowania w kwestii przeprowadzenia prywatyzacji?