Dobrze funkcjonujący przemysł stoczniowy, efektywnie zarządzany, inwestujący w nowoczesne technologie oraz innowacje mógłby stać się elementem napędowym wzrostu gospodarczego.

Musimy jednak działać rozsądnie i racjonalnie. Tworzenie produkcyjnych molochów, narzucanie firmom administracyjnej „czapy" może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Państwowy właściciel nie jest dobrym rozwiązaniem, o czym polskie stocznie miały już okazję się przekonać. Państwo jako właściciel w biznesie zbyt często omija realia ekonomii. A przykłady chaotycznych zmian kadrowych widocznych ostatnio w spółkach Skarbu Państwa mogą świadczyć, że w podejmowanych decyzjach personalnych interesy polityczne przeważają nad regułami ekonomii. Jeśli więc o losie i przyszłości polskich stoczni będzie rozstrzygać polityka, a nie rachunek zysków i strat, branża, zamiast rosnąć, znowu popadnie w kłopoty.

Kwestią o kluczowym znaczeniu dla sektora będzie zapewnienie mu zamówień. Nie można liczyć tylko na krajowy rynek, bo preferencje zakupowe MON mogą zmieniać się tak szybko jak w przypadku osławionych śmigłowców. Niezbędne będzie pozyskanie odbiorców zagranicznych, a to na wysoce konkurencyjnym rynku, przynajmniej w najbliższym czasie, może okazać się niełatwe.