Tegoroczny budżet ma się znakomicie. W pierwszej połowie roku dochody były o kilka miliardów złotych wyższe od wydatków, zwłaszcza dzięki silnej nadwyżce odnotowanej w czerwcu.
Pewną rolę odegrała w tym rekordowo wysoka wpłata z zysku NBP za rok 2016 (paradoksalnie, z powodu specyficznej rachunkowości banku centralnego, największe zyski NBP odnotowuje wówczas, gdy złoty się osłabia – a gdy nasza waluta rośnie w siłę, odnotowuje straty).
Ale prawdziwych źródeł dobrej sytuacji budżetowej trzeba jednak szukać gdzie indziej. Z jednej strony, w szybko rosnącej konsumpcji, napędzanej wzrostem płac i hojnym wzrostem wydatków socjalnych. Z drugiej zaś – i za to Ministerstwu Finansów należą się brawa – sukcesowi w zakresie poprawy ściągalności VAT. Razem daje to większe wpływy podatkowe i pozwala chwalić się najlepiej od lat realizowanym budżetem.
Ale jednocześnie z radosnymi wiadomościami o nadwyżce budżetowej pojawił się inny komunikat, dość niepokojący. Grupa posłów PiS zgłosiła projekt dodatkowego opodatkowania paliw, po to, by znalazły się wreszcie pieniądze na remonty dróg lokalnych. Potrzeba takich wydatków istnieje, nie ma wątpliwości. I wygląda na to, że choć w budżecie mamy nadwyżkę, to tam się pieniędzy na to nie znajdzie.
I na tym właśnie polega problem, ujawniony nieco przypadkiem przez ową grupę posłów PiS. W budżecie mamy wprawdzie nadwyżkę, ale jednocześnie nasz budżet nie finansuje lub niedostatecznie finansuje absolutnie niezbędne wydatki – zwłaszcza te o charakterze prorozwojowym.