Paneliści reprezentujący zarówno stronę edukacyjną, biznesową, jak i rządową, mieli podzielone zdania, ale zgadzali się co do jednego: polskie uczelnie nie uczą studentów samodzielności ani podejmowania decyzji, zaś program nauczania jest przeładowany i nie spełnia wymagań biznesu, który oczekuje od absolwentów przygotowania do rozwiązywania realnych, a nie teoretycznych problemów. Są pewne sygnały świadczące o tym, że uczelnie wprowadzają potrzebne zmiany; przybywa kierunków, gdzie zajęcia są prowadzone po polsku i angielsku. Coraz częściej Polacy wykładają na zagranicznych uczelniach, zaś krajowe szkoły przyciągają wykładowców z zagranicy. Wielu Polaków zdecydowało się na studia za granicą, w szczególności w Wielkiej Brytanii, a polskie władze i firmy liczą, że wrócą oni do kraju, wzmacniając rodzimą naukę i gospodarkę.

Na razie można to potraktować jako piękne plany. Obecny polski system edukacji nie rozpieszcza pracodawców, dostarczając absolwentów, z których większość nie jest przygotowana do podjęcia wyzwań zawodowych. Są przepełnieni informacjami, z których większość jest niepotrzebna. Potrafią wyrecytować wzory i formułki, lecz nie są w stanie rozwiązać powierzonego im w pracy zadania, które wymaga samodzielnego myślenia i wzięcia odpowiedzialności. Podstawą doświadczenia zawodowego, a w konsekwencji zdobywania szlifów menedżerskich, jest bowiem umiejętność radzenia sobie z własnymi błędami oraz dokonywanie dojrzałych analiz, aby ich nie popełniać w przyszłości. 20 godzin wykładów oraz drugie tyle ćwiczeń tygodniowo z pewnością tego nie nauczy.

Bardzo liczę na to, że najpóźniej za kilkanaście lat studenci na większości polskich uczelni będą mieli po 20–30 godzin zajęć, ale w semestrze. Resztę czasu wypełni im zaś indywidualna praca projektowa oraz w grupach, tworzonych na potrzeby zadań zleconych przez uczelnie oraz biznes.