Znam tysiące przykładów! W latach 60. amerykańscy astronauci na widok ultranowoczesnego prototypu kapsuły do pierwszego lotu orbitalnego stwierdzili, że w „tym czymś" nigdzie nie polecą. Podobnie jak właściciele drogiego systemu kina domowego. Na pytanie: „Jak ci się konfigurowało ten sprzęt?", najczęściej słyszymy same przekleństwa.
Taki los niestety dotyczy także polskich przedsiębiorców zatrudniających obcokrajowców. Od kilku lat polska gospodarka boryka się z brakiem rąk do pracy. Ratuje się „importem" pracowników. Głównie z Ukrainy. Nie chodzi o to, że są tańsi. Nie, oni po prostu są! Gdyby ich nie było, tempo rozwoju polskiej gospodarki już dawno by zwolniło.
Zatrudnianie obcokrajowców dotychczas było skomplikowane, obarczone wręcz absurdalnymi rozwiązaniami. Trzeba było to poprawić. Urzędnicy właściwego urzędu, wdrażając unijną dyrektywę, wymyślili więc nowe przepisy dla przedsiębiorców. Opracowali nowe formularze i procedury postępowania dla pracodawców. Na początku stycznia ich dzieło weszło w życie.
Z jakim efektem? Dla mnie – katastrofa! Urzędy pracy korkują się od zalewu wniosków. Nie nadążają z ich obróbką. Trzeba zatrudnić nowych urzędników! Liczba rejestrowanych oświadczeń o zatrudnieniu obcokrajowca spadła 10-krotnie!
Pracodawcy toną w gąszczu przepisów. Druki są skomplikowane, zasady zdecydowanie trudniejsze. Liczba błędów wzrosła. Przedsiębiorcy muszą stać w kolejkach w urzędach, tak jakby nie mieli nic lepszego do roboty. Wygląda na to, że polska administracja osiągnęła standardy „amerykańskiego programu kosmicznego".