Przeklęty los „końcowego użytkownika”

Wykwalifikowani specjaliści to z zasady ludzie wielu zalet. Mają jednak jedną poważną wadę. Często nie rozumieją, że ich perspektywa jest zupełnie inna niż odczucia tych, do których ich działania są adresowane. Coś, co jest idealne i łatwe dla eksperta, dla użytkownika może okazać się koszmarem. Pułapką. Problemem gorszym niż ten, który próbowało się rozwiązać.

Publikacja: 28.01.2018 20:26

Przeklęty los „końcowego użytkownika”

Foto: Adobe Stock

Znam tysiące przykładów! W latach 60. amerykańscy astronauci na widok ultranowoczesnego prototypu kapsuły do pierwszego lotu orbitalnego stwierdzili, że w „tym czymś" nigdzie nie polecą. Podobnie jak właściciele drogiego systemu kina domowego. Na pytanie: „Jak ci się konfigurowało ten sprzęt?", najczęściej słyszymy same przekleństwa.

Taki los niestety dotyczy także polskich przedsiębiorców zatrudniających obcokrajowców. Od kilku lat polska gospodarka boryka się z brakiem rąk do pracy. Ratuje się „importem" pracowników. Głównie z Ukrainy. Nie chodzi o to, że są tańsi. Nie, oni po prostu są! Gdyby ich nie było, tempo rozwoju polskiej gospodarki już dawno by zwolniło.

Zatrudnianie obcokrajowców dotychczas było skomplikowane, obarczone wręcz absurdalnymi rozwiązaniami. Trzeba było to poprawić. Urzędnicy właściwego urzędu, wdrażając unijną dyrektywę, wymyślili więc nowe przepisy dla przedsiębiorców. Opracowali nowe formularze i procedury postępowania dla pracodawców. Na początku stycznia ich dzieło weszło w życie.

Z jakim efektem? Dla mnie – katastrofa! Urzędy pracy korkują się od zalewu wniosków. Nie nadążają z ich obróbką. Trzeba zatrudnić nowych urzędników! Liczba rejestrowanych oświadczeń o zatrudnieniu obcokrajowca spadła 10-krotnie!

Pracodawcy toną w gąszczu przepisów. Druki są skomplikowane, zasady zdecydowanie trudniejsze. Liczba błędów wzrosła. Przedsiębiorcy muszą stać w kolejkach w urzędach, tak jakby nie mieli nic lepszego do roboty. Wygląda na to, że polska administracja osiągnęła standardy „amerykańskiego programu kosmicznego".

Żarty na bok. Problem jest poważny. Dotyczy usuwania ogromnej przeszkody w rozwoju polskiej gospodarki. Gdyby przygotowując nowe przepisy, uważniej słuchano partnerów społecznych, problemu dałoby się uniknąć. Dialog z tymi, których one dotyczą – w tym wypadku z pracodawcami – to zawsze dobry pomysł.

Sprawa ma także drugie dno. Zatrudnianiem obcokrajowców interesuje się kilka ministerstw. Główne z nich to resort rodziny i pracy. MSWiA dorzuca trzy grosze w kwestiach bezpieczeństwa państwa. Nowe Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii także chciałoby mieć swój wpływ. Od tego zależy, czy gospodarka będzie się rozwijać, czy też zwijać. Resort inwestycji i rozwoju też jest tym zainteresowany.

Cztery resorty? Idealnie pasuje tu przysłowie: „Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść". Już jedno ministerstwo dało przedsiębiorcom do wiwatu. Zwiększać druczki i pieczątki jeszcze z trzecich? Lepiej sobie tego nie wyobrażać. Sprawa wymaga zdecydowanego działania. Jednego ośrodka koordynującego, który korzystałby stale z doświadczenia polskich przedsiębiorców.

To da się zrobić. W końcu Amerykanom udało się jakoś polecieć w kosmos.

Tym bardziej nam. Sprawnie i bez niepotrzebnej zwłoki zatrudnić pracowników z zagranicy!

Znam tysiące przykładów! W latach 60. amerykańscy astronauci na widok ultranowoczesnego prototypu kapsuły do pierwszego lotu orbitalnego stwierdzili, że w „tym czymś" nigdzie nie polecą. Podobnie jak właściciele drogiego systemu kina domowego. Na pytanie: „Jak ci się konfigurowało ten sprzęt?", najczęściej słyszymy same przekleństwa.

Taki los niestety dotyczy także polskich przedsiębiorców zatrudniających obcokrajowców. Od kilku lat polska gospodarka boryka się z brakiem rąk do pracy. Ratuje się „importem" pracowników. Głównie z Ukrainy. Nie chodzi o to, że są tańsi. Nie, oni po prostu są! Gdyby ich nie było, tempo rozwoju polskiej gospodarki już dawno by zwolniło.

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem