Dotąd słyszałem, że w jego zasięgu ma się znaleźć 100 mln potencjalnych pasażerów. Pewnie pojawiło się przekonanie, że Niemcy nie tylko znajdą się „w zasięgu", ale nawet przestaną latać z Berlina i masowo zaczną latać z Baranowa. Podobno będzie się im to opłacać.
Ale ja mogę sobie dziś żartować, bo żartowałem już w czasach Donalda Tuska, z tą różnicą, że wtedy nazywało się to Centralny Port Lotniczy, a nie Komunikacyjny. Druga różnica jest taka, że PiS po prostu uchwali specustawę o porcie, podczas gdy PO wynajęła konsorcjum kilku firm doradczych, które stworzyły ponad 200-stronicową „Koncepcję Lotniska Centralnego dla Polski". Była ona opatrzona konkluzją, że budowa nowego portu „przyniesie więcej korzyści dla rozwoju polskiego sektora transportu lotniczego i będzie bardziej atrakcyjna finansowo niż rozbudowa infrastruktury istniejącego portu w Warszawie". Po wybuchu kryzysu greckiego powędrowała na półkę, aczkolwiek wzmiankowano o niej jeszcze w oficjalnej rządowej „Strategii rozwoju transportu do 2020 roku" przyjętej w roku 2013. Pisałem wówczas: „proszę pamiętać, że ja byłem przeciw". Dziś natomiast przeciw są ci, którzy wówczas byli za. Ale skoro PiS nie zamówił żadnego raportu, to nie ma niezależnych ekspertów, którzy by swojego zlecenia bronili. Ale jakoś mnie to wszystko nie dziwi, bo przecież nie chodzi o lotnisko, tylko o to, kto je będzie budował, a zwłaszcza – budowę zlecał.