Reklama

Krzysztof Adam Kowalczyk: Dolewanie benzyny do ognia inflacji

Prezes NBP słusznie zbiera dziś baty za to, że zlekceważył rozwijający się pożar inflacji. Ale ten „sukces” ma zdecydowanie więcej ojców.

Publikacja: 29.10.2021 14:35

Krzysztof Adam Kowalczyk: Dolewanie benzyny do ognia inflacji

Inflacja - zdjęcie ilustracyjne

Foto: Adobe Stock

Memy – przeważnie prześmiewcze i pozbawione litości – stały się mądrością ludową epoki internetu. W dniu, kiedy GUS poinformował, że w październiku roczny wskaźnik inflacji skoczył aż do 6,8 proc., po sieci hulał obrazek prezesa NBP z jego starą mantrą „Wysoka inflacja jest przejściowa”, z dodanym kąśliwym dopiskiem „Bo po niej przychodzi jeszcze wyższa”.

Najsilniejszą bronią każdego banku centralnego jest wiarygodność, bo od niej zależy siła oddziaływania na oczekiwania inflacyjne społeczeństwa. Trudno nie zauważyć, że nasz bank centralny sam się tej wiarygodności pozbawił, gdy mimo coraz szybciej rosnących cen miesiącami nie zmieniał niemal zerowych stóp procentowych, a jego prezes przekonywał, że inflacja jest przejściowa, ma przyczyny zewnętrzne i sama z siebie wróci do akceptowalnego poziomu. Owszem, przyczyny są w dużej części zewnętrzne, ale to nie znaczy, że należało do rozwijającego się inflacyjnego pożaru dolewać benzyny zerowych stóp. I brnąć aż do października w pułapkę fałszywych założeń, przegłosowując tych członków RPP, którzy od dawna wzywali do stawienia czoła presji inflacyjnej.

Trzeba jednak powiedzieć, że większość RPP, z jej przewodniczącym na czele, nie jest tu jedynym winnym. Benzyny do ognia inflacji dolewa rządzące ugrupowanie, który w trosce o wierność elektoratu po 13. emeryturze wypłaca mu właśnie 14. Te pieniądze trafią na rynek i zostaną zagospodarowane przez podnoszących ceny dostawców towarów i usług.

Czytaj więcej

Mocny skok inflacji. Tak źle nie było od ponad 20 lat

Czym jak nie dolewaniem benzyny do ognia inflacji jest zaplanowana na przyszły rok aż 7,5-procentowa podwyżka płacy minimalnej. Ona jest często przecież punktem odniesienia dla całej drabiny wynagrodzeń w przedsiębiorstwach i instytucjach.

Reklama
Reklama

Podwyżka minimum jest oczywiście niczym przy 30-60-proc. podwyżce uposażeń, jaką zafundowali prezydent i premier sobie, a także członkom rządu i parlamentarzystom. Ich wynagrodzenia może i nie mają dużego znaczenia makroekonomicznego, ale mają wielkie psychologiczne i polityczne. To efekt demonstracji, który wzmocnił żądania płacowe i wręcz rozsierdził środowiska pracowników medycznych, nauczycieli i innych z niedopłacanej sfery budżetowej.

Na horyzoncie tymczasem dostawa kolejnych kanistrów z benzyną: proinflacyjny efekt będą obniżki podatków na niskim końcu krzywej dochodów w ramach Polskiego Ładu. I podwyżki na wyższym końcu, obejmującym w dużym stopniu przedsiębiorców. Plus wprowadzenie nowego minimalnego podatku dla firm. Przedsiębiorcy i korporacje zechcą zapewne powetować sobie zwyżkę obciążeń przerzucając je w cenach na odbiorców towarów i usług. Dodatkowa zaś gotówka, którą beneficjenci zmian podatkowych przeznaczą zapewne na konsumpcję, zwiększy popyt i pomoże przenieść punkt równowagi cenowej w wyższe poziomy.

Dlatego pisząc o batach, jakie dziś zbiera szef NBP, który zapomniał, że głównym jego zadaniem jego instytucji jest utrzymanie stabilności cen, warto pamiętać, że „sukces” inflacyjny ma zdecydowanie więcej ojców, którzy zamiast gasić pożar ochoczo dolewali doń benzyny. I dolewają dalej.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Druga Japonia i inne zasadzki statystyki
Opinie Ekonomiczne
Nie wysokość, ale jakość. Dlaczego polskie podatki szkodzą gospodarce?
Opinie Ekonomiczne
Cezary Szymanek: Dwa lata rządu Tuska. Czas na strategię, euro z Brukseli to za mało
Opinie Ekonomiczne
Gorynia, Hardt, Kośny, Kwarciński, Urbaniec: Ekonomia zamiast polaryzacji
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czy Polska wyjdzie z Unii?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama