Przejście z systemu zdefiniowanego świadczenia na zdefiniowaną składkę nie spowoduje wzrostu wydatków publicznych na emerytury liczonego jako procent PKB (a nie nominalnie). Dzisiejsi 30-latkowie, przechodząc na emeryturę w 2060 r., dostaną tylko jedną czwartą swojego wynagrodzenia. Będą musieli więc znacznie wcześniej zadbać o swoją finansową przyszłość w jesieni życia, co będzie tym większym wyzwaniem, że będzie ona dłuższa niż teraz ze względu na wydłużanie średniej długości życia (połowa rodzących się dziś na Zachodzie dzieci będzie żyć ponad 105 lat).
Emerytalny kłopot budżetu państwa został przerzucony na obywateli, co niestety nie dziwi, ale rodzi też pytanie o społeczno-polityczne skutki takiego ruchu. Można mieć wątpliwości, czy przyszli emeryci zgodzą się na niskie świadczenia. Prawdopodobieństwo, że powiedzą „nie" jest bardzo duże, a szansa, że ich głos zostanie wysłuchany, również jest spora, biorąc pod uwagę liczebność tej grupy. Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że w 2050 r. w Polsce liczba emerytów (12,6 mln) zrówna się z liczebnością płatników składek (12 ,7 mln osób). W kolejnych latach prawdopodobnie emerytów będzie jeszcze przybywać (obecnie liczba płatników jest niespełna dwukrotnie większa niż emerytów).
Dziś czasem się słyszy, że w polityce brakuje „świeżej krwi" i większego zaangażowania młodych ludzi, ale prognozowana struktura demograficzna spowoduje, że przyszłe rządy zależne będą od starszych ludzi w jeszcze większym stopniu niż do tej pory. Oczywiście nie wpłyną na to tylko niskie emerytury, będzie to też ważna karta przetargowa w walce polityków o głosy wyborców. Doświadczenie starszych ludzi i życiowa mądrość są nie do przecenienia, ale brak równowagi wiekowej w przypadku tak drażliwej kwestii jak wysokość świadczeń może spowodować problemy.