Jeśli to się nie uda, możemy zapomnieć o obecnym 5-proc. wzroście gospodarczym – niedługo utkniemy w tzw. pułapce średniego dochodu. O pogoni za bogatym Zachodem będziemy mogli wtedy zapomnieć, a to przecież cel każdego rządu od początku transformacji.
Choć już dawno przestaliśmy być krajem bankrutujących molochów, zagranicznych montowni i megabazaru na Stadionie Dziesięciolecia, to nasza gospodarka wciąż nie jest orłem, jeśli chodzi o inwestycje w nowe technologie. Np. robotyzacja skupia się w branży motoryzacyjnej i generalnie wydatki na nią w przeliczeniu na mieszkańca są średnio cztery razy mniejsze niż w Czechach.
Dlaczego tak się dzieje? Kiedy tania siła robocza i słaby złoty dają przewagę konkurencyjną, firmy często uznają, że nie ma konieczności inwestowania w nowoczesne rozwiązania, choć to myślenie krótkowzroczne. Do tego w przypadku dużych przedsiębiorstw dochodzą wpływy związków zawodowych, które wolą utrzymywać wysokie zatrudnienie kosztem inwestycji w maszyny.
Na szczęście najnowsze dane na temat tzw. nowoczesnej gospodarki, czyli inwestującej w nowe technologie oraz nastawionej na eksport, napawają optymizmem. Rośnie ona znacznie szybciej niż tradycyjne dziedziny. Coraz większą rolę odgrywa w niej outsourcing i nowoczesne usługi dla biznesu. Firmy je oferujące zapełniają dużą część wyrastających jak grzyby po deszczu wieżowców.
Co ciekawe, idzie za tym rekordowy wzrost zatrudnienia. Tylko w pierwszym półroczu tego roku w nowoczesnej gospodarce zatrudnienie zwiększyło się o 6,3 proc. w skali roku, znacznie szybciej niż w branżach uchodzących za tradycyjne. Nie ma co się więc obawiać, jak na początku XIX w. angielscy tkacze, że nowoczesne maszyny czy inne rozwiązania technologiczne zabiorą nam pracę. Może zabiorą jednemu, ale dadzą za to dwóm innym.