Od razu powiem, że ja (59 l.) akcji nie popieram. Co więcej, uważam ją za populistyczną hucpę opartą na fałszywych argumentach, mającą na celu reklamę gazety. Cóż słyszymy? „Mamy do czynienia z bezsensownym przelewaniem pieniędzy z państwowego ZUS do państwowego aparatu skarbowego”. Jak łatwo zauważyć, jest to argument tylko za „unettowieniem” emerytur, czyli operacją odwrotną do dokonanej przy wprowadzaniu PIT. Tyle że jeśli dotyczyłaby tylko emerytur do 1800 zł, byłyby dwie grupy świadczeniobiorców: opodatkowani i nie.

Argument drugi to ubóstwo emerytów, a trzeci – niewielkie koszty zniesienia podatku, które sfinansować mogą „uposażenia niepotrzebnych już urzędników?”. Kto jest biedny – nie wiem. Jeżeli jednak przyjmę, że granica biedy to 1800 zł, łatwo zauważyć, że oprócz 4 mln emerytów wśród biednych jest także połowa pracujących (7 – 8 mln). Dlaczego zatem im nie podnieść wynagrodzeń, znosząc podatek?

Argumentując, że jest to zabieg tani, redaktorzy „SE” dowodzą, że w szkole nie nauczyli się tabliczki mnożenia. Piszą, że „chcą emerytowi dać kilkadziesiąt złotych więcej”. A przecież pomnożenie kwoty 1800 zł przez 19 proc. podatku daje nie kilkadziesiąt, ale 341 zł podwyżki. Kilkadziesiąt złotych podwyżka nie wyniosłaby nawet przy świadczeniu minimalnym (bo 597,46 zł razy 0,19 to 113,52 zł). Średnia podwyżka w wariancie proponowanym przez „SE” to ok. 200 zł, co przy 4 mln uprawnionych daje roczny koszt ok. 10 mld zł. A przecież każda podwyżka dla zarabiających poniżej pewnej kwoty rodzi wielkie komplikacje. Kowalski, który miał emeryturę 1799 zł, dostałby 341 zł i jego świadczenie wzrosłoby do 2140 zł. Malinowski zaś zostałby z niezmienioną emeryturą 1801 zł. Wyjście to podwyżka dla niego i emerytów z jeszcze wyższymi świadczeniami. To już jednak jest koszt ponad 20 mld zł, nie do sfinansowania nawet przy zwolnieniu większości urzędników.

Na koniec morał. W Polsce powinny rosnąć: emerytury, wynagrodzenia, dochody rolników itd. I w miarę wzrostu gospodarczego tak będzie. Nie ma jednak możliwości, aby z dnia na dzień podnieść dochody o 19 proc. Nawoływanie do tego jest demagogią, której jedyną konsekwencją może być kompromitacja autora pomysłu.