[b]"Rz":[/b] Pojawiły się opinie, że koncern powinien był więcej zarobić na debiucie. Jak pan to ocenia?
[b]Wojciech Topolnicki:[/b] Nie zgadzam się z tymi opiniami. To był nasz debiut, inwestorzy po prostu oszacowali wartość firmy. Liczyliśmy na 5 mld zł, a dostaliśmy 6 mld zł. Przedział cenowy został ustalony wyżej, niż wynosiły wstępne wskazania ponad 200 inwestorów finansowych z całego świata. Emisja zakończyła się sukcesem. W każdej dobrej ofercie pojawia się nadsubskrypcja. To przesądza o powodzeniu. Zawsze trzeba brać pod uwagę to, że część inwestorów zapisuje się na akcje, ale potem może ich nie kupić. Wyznaczając cenę akcji na 23 zł, właściwie osiągnęliśmy wycenę czeskiego koncernu CEZ, do czego aspirowaliśmy.
[b]Czy nie zamrozicie pieniędzy z emisji zamiast je inwestować? I tak musieliście część kwoty przekazać Skarbowi Państwa.[/b]
Rocznie wydajemy na inwestycje ok. 4 mld zł. Zatem na pewno nie ma mowy o zamrożeniu środków z emisji. Inwestycje mamy rozplanowane. Wkrótce zaczyna się okres, kiedy musimy wpłacać zaliczki na ich realizację. A jeśli chodzi o nabycie akcji naszych spółek od Skarbu Państwa, jest to dla nas bardzo korzystna transakcja. Płaciliśmy za nie według wyceny księgowej a nie rynkowej, co inwestorzy oceniają bardzo dobrze. Więc nie oddajemy tak po prostu pieniędzy Skarbowi Państwa.
[b]Czy odpowiedni termin debiutu jest tak samo ważny jak przekonanie inwestorów do spółki?[/b]