Prawie jak czeski CEZ

- Rocznie wydajemy na inwestycje ok. 4 mld zł. Zatem na pewno nie ma mowy o zamrożeniu środków z emisji - mówi Wojciech Topolnicki, wiceprezes PGE

Publikacja: 17.12.2009 04:17

Prawie jak czeski CEZ

Foto: Rzeczpospolita

[b]"Rz":[/b] Pojawiły się opinie, że koncern powinien był więcej zarobić na debiucie. Jak pan to ocenia?

[b]Wojciech Topolnicki:[/b] Nie zgadzam się z tymi opiniami. To był nasz debiut, inwestorzy po prostu oszacowali wartość firmy. Liczyliśmy na 5 mld zł, a dostaliśmy 6 mld zł. Przedział cenowy został ustalony wyżej, niż wynosiły wstępne wskazania ponad 200 inwestorów finansowych z całego świata. Emisja zakończyła się sukcesem. W każdej dobrej ofercie pojawia się nadsubskrypcja. To przesądza o powodzeniu. Zawsze trzeba brać pod uwagę to, że część inwestorów zapisuje się na akcje, ale potem może ich nie kupić. Wyznaczając cenę akcji na 23 zł, właściwie osiągnęliśmy wycenę czeskiego koncernu CEZ, do czego aspirowaliśmy.

[b]Czy nie zamrozicie pieniędzy z emisji zamiast je inwestować? I tak musieliście część kwoty przekazać Skarbowi Państwa.[/b]

Rocznie wydajemy na inwestycje ok. 4 mld zł. Zatem na pewno nie ma mowy o zamrożeniu środków z emisji. Inwestycje mamy rozplanowane. Wkrótce zaczyna się okres, kiedy musimy wpłacać zaliczki na ich realizację. A jeśli chodzi o nabycie akcji naszych spółek od Skarbu Państwa, jest to dla nas bardzo korzystna transakcja. Płaciliśmy za nie według wyceny księgowej a nie rynkowej, co inwestorzy oceniają bardzo dobrze. Więc nie oddajemy tak po prostu pieniędzy Skarbowi Państwa.

[b]Czy odpowiedni termin debiutu jest tak samo ważny jak przekonanie inwestorów do spółki?[/b]

Sam moment wejścia na giełdę i koniunktura na pewno pomagają. Ale dla nas najważniejsze było przekonanie inwestorów, że PGE ma dobre perspektywy. Jesteśmy wprawdzie największym koncernem w branży w kraju, ale nieznanym za granicą. Przekonaliśmy inwestorów, że działamy na dużym europejskim rynku, gdzie popyt na energię będzie w kolejnych latach rósł. W czasie rozmów z inwestorami okazało się, że najwięcej pytań i wątpliwości wzbudzają nie kwestie regulacyjne czy ceny energii dla gospodarstw domowych, ale wymagania unijne dotyczące ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Sądzę, że zarząd Taurona, tak jak my, będzie musiał wiele wyjaśniać w tej kwestii i przekonać inwestorów, że sobie poradzi. Nam to się udało.

[b]"Rz":[/b] Pojawiły się opinie, że koncern powinien był więcej zarobić na debiucie. Jak pan to ocenia?

[b]Wojciech Topolnicki:[/b] Nie zgadzam się z tymi opiniami. To był nasz debiut, inwestorzy po prostu oszacowali wartość firmy. Liczyliśmy na 5 mld zł, a dostaliśmy 6 mld zł. Przedział cenowy został ustalony wyżej, niż wynosiły wstępne wskazania ponad 200 inwestorów finansowych z całego świata. Emisja zakończyła się sukcesem. W każdej dobrej ofercie pojawia się nadsubskrypcja. To przesądza o powodzeniu. Zawsze trzeba brać pod uwagę to, że część inwestorów zapisuje się na akcje, ale potem może ich nie kupić. Wyznaczając cenę akcji na 23 zł, właściwie osiągnęliśmy wycenę czeskiego koncernu CEZ, do czego aspirowaliśmy.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Technologia na etacie. Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?