Nikt jednak nie mówi, że w tym roku np. polska gospodarka będzie się rozwijała w tempie sprzed kryzysu, czyli 4 – 5 proc. Nikt też nie mówi, że sprzedaż i zyski przedsiębiorstw wrócą do poziomu sprzed spowolnienia. To czemu tak świetnie jest na rynku kapitałowym?

Rynek akcji gra zupełnie inną nutą. Fundamenty makroekonomiczne są mniej ważne, bo dziś się liczy napływ środków. To daje argumenty dużym inwestorom, którzy rządzą krótkoterminowymi zmianami indeksów, za kontynuowaniem hossy. Chodzi głównie o wysokie przepływy pieniężne do funduszy rynków wschodzących. Co więcej, istnieje spora szansa, że w ciągu najbliższych tygodni mogą się one jeszcze bardziej nasilić, jak tylko klienci w USA czy bogatych krajach Europy zobaczą, że fundusze zakończyły miniony rok dwucyfrowymi stopami zwrotu. Nowe pieniądze mogą się pojawić i spowodować zlecenia kupna, tym samym pociągnąć kursy w górę. Także wielbicielom inwestycji w polskie TFI znów może się marzy ponowna przygoda z funduszami akcyjnymi.

Wiele osób wciąż jest poparzonych ostatnią bessą, ale jak się okaże, że sąsiad teraz zarobił i to sporo, to może i oni wrócą na giełdę.

Pewne jest więc, że inwestorzy budują nową bańkę spekulacyjną. Pytanie tylko, kiedy nowa katastrofa nastąpi i jak będzie bolesna. Te miliardy dolarów i euro pomocy ze strony państw i banków centralnych tylko przykryły problemy, ale do końca ich jeszcze nie rozwiązały.