Niekoniecznie. Teraz mamy trzy poziomy krajów wewnątrz strefy, jeżeli chodzi o wielkość spreadów. Jeżeli chodzi o niskie spready – 0-100 pkt bazowych – sytuacja jest jasna. To Niemcy, Francja. Holandia, Austria i Francja. W środkowej (100-200 pkt bazowych) grupie są kraje, które wychodzą z kryzysu i które na kryzysie ucierpiały. Przykładem jest Irlandia, Włochy i Belgia. I to właśnie z Włochami Polska powinna się porównywać. Mają bardzo wysoki udział oszczędności, silny system bankowy, płynny rynek długu i bardzo niski koszt pożyczek z Europejskiego Banku Centralnego. Jeszcze rok temu panowała opinia, że Włochy znajdą się w grupie krajów zagrożonych, nazywanej obecnie PIGS. Tak się jednak nie stało. Dług Włoch, choć wysoki, nie wzrósł znacząco w następstwie kryzysu. Wydaje się, że Polska przystępując do strefy euro znajdzie się w tej samej grupie, do której należą obecnie Włochy. Pozostała trzecia grupa, w której jest już Grecja, i zobaczymy, czy znajdzie się też tam Portugalia i Hiszpania z uwagi na szybko rosnące zadłużenie i niekorzystną sytuację strukturalną. Hiszpańskie wysokie bezrobocie (rekordowo wysokie wśród młodzieży) sprawia, że uruchomienie pakietów oszczędnościowych nie będzie łatwe.
[b]Trzecią grupę o której Pan mówi inwestorzy ochrzcili terminem Pigs (akronim angielskich nazw państw). Pan nie zalicza do niej Irlandii...[/b]
W przypadku Irlandii widzieliśmy przynajmniej reakcję rządu. Poważne problemy zaczęły się już w lutym 2009 r. Irlandia ma sektor finansowy który jest dziesięć razy większy, niż rozmiar gospodarki. Rząd w Dublinie szybko zdał sobie sprawę z zagrożeń i stworzył własny, radykalny program cięć i podwyżek podatków, który przynosi już rezultaty. Grecja nie zrobiła jeszcze nic, a od tamtej pory minął już rok. Problem w tym, że nikt za bardzo nie zastanawia się, jak czują się Irlandczycy widząc, że Grecja liczyć może na wsparcie. Nie sądzę, że w grę wchodzi bezpośrednia pomoc finansowa (bail-out), ale raczej pewnego rodzaju gwarancje, które pozwolą Atenom pozyskiwać pieniądze na rynku. Ale sama gospodarka ucierpi. Pamiętajmy, że jest różnica między płynnością a wypłacalnością. Problemy płynnościowe mogą być na ten i przyszły rok w miarę szybko rozwiązane. Ale długookresowa wypłacalność w dalszym ciągu stoi pod znakiem zapytania.
[b]Większość rządów ratuje się emisją obligacji. W takich krajach jak USA czy Francja dawno nie widzieliśmy jednak nadwyżki budżetów. Czy rzeczywiście jest szansa, aby pożyczone pieniądze będą spłacone?[/b]
Czy rzeczywiście wierzy Pan, że spłata musi nastąpić? Historia pokazuje, że kiedy państwa próbują zbyt szybko ograniczyć deficyt, gospodarka popada w recesję. Nie chodzi mi o to, że bycie rozrzutnym jest dobrą strategią. Pamiętajmy jednak, że na wzrost gospodarczy składają się nie tylko inwestycje, oszczędności i wydatki konsumpcyjne, ale również wydatki rządowe, Jeżeli te pierwsze trzy składowe maleją, jedyna nadzieja w rządzie. Popatrzmy na Japonię: to wciąż kraj rozwinięty, zaliczany z USA do grupy G2, choć jej dług publiczny oscyluje w granicach 200 proc. PKB. Ale koszty obsługi długu to 1 proc. PKB, a Japończycy wciąż żyją na wysokim poziomie. Paradoksalnie Japonia może pozbyć się długu szybko wydłużając wiek emerytalny z 65 do 75 lat. Średnia długość życia w ostatnich 40 latach wzrosła tam o 10 lat, a dodatkowo Japończycy generalnie żyją relatywnie długo. Widać jednak, że władze oceniły, że nie warto tego robić
[b]Gdzie jest zatem limit zadłużenia?[/b]