Wielkość obciążenia dla banków z tytułu opłaty ostrożnościowej może mieć równowartość ponad 10 proc. rocznego wyniku sektora bankowego.
Wydaje się, że podstawowym powodem konsekwentnego podejścia do wdrożenia opłaty ostrożnościowej jest zastosowanie podobnego rozwiązania jak w krajach Europy Zachodniej, a także stworzenie narzędzia finansowego – koła ratunkowego dla banków, które wymagałyby w przyszłości pomocy państwa, by uniknąć upadku. Innym aspektem jest przesunięcie kolejnych istotnych środków (szacowanych obecnie w skali roku na 1,6 mld zł) w zarządzanie administracji państwowej.
Z jednej strony idea takiego podatku wydaje się słuszna. Wielość przypadków, gdy konieczna okazała się pomoc państwa dla banków w krajach zachodnich, by uchronić głównie klientów indywidualnych, każe myśleć, że to nie jest tylko wariant teoretyczny. Także w Polsce (na szczęście nie w sektorze bankowym) są realne przypadki potrzeby ingerencji państwa w sytuacjach kryzysu w strategicznie ważnych firmach, czego przykładem jest sytuacja PLL LOT.
Z drugiej jednak strony wdrażane rozwiązanie podlega istotnej krytyce co do zasadności, a przede wszystkim skuteczności. W ostatnich latach w Polsce pomimo dużego, negatywnego wpływu kryzysu gospodarczego nie było przypadku banku, który byłby w prawdziwie kryzysowej sytuacji. Nieliczne jednostki notowały straty, ale nie zagrażały one ich stabilności i w większości przypadków działania naprawcze pozwoliły szybko poprawić wyniki tych banków. Czy jednak państwo nie powinno skupiać się na zapobieganiu ryzykom, a nie tworzeniu antykryzysowego lekarstwa? Poniekąd tak już się dzieje, jako że od kilku lat KNF prowadzi skuteczną politykę poprawy kapitałów banków poprzez zachęcanie ich właścicieli do ograniczania wypłaty dywidend na rzecz wzmacniania bazy kapitałowej. Opłata ostrożnościowa będzie osłabiała możliwość wzmacniania kapitałów. Istotne środki, które przynajmniej częściowo mogłyby pozostać w kapitałach banków, będą wychodzić na zewnątrz. Możliwą reakcją banków może być także przerzucenie kosztu nowego podatku na klientów.
Droższe kredyty wpłyną negatywnie na wielkość akcji kredytowej, a gorzej oprocentowane depozyty będą mniej zachęcać do oszczędzania środków ludności. Taka sytuacja z pewnością nie jest pożądana z perspektywy ekonomicznej kraju. Inna wątpliwość dotyczy skuteczności zarządzania środkami pozyskiwanymi z banków w postaci podatku bankowego i klarownych zasad korzystania z tych środków. Sama idea tworzenia buforu na ewentualną przyszłą pomoc dla banków może być słuszna. Powstaje jednak pytanie, czy bieżące istotne koszty tworzenia takiego buforu nie wpłyną negatywnie na sektor bankowy teraz i nie przewyższą potencjalnych przyszłych korzyści z narzędzia, które przy dobrym zarządzaniu w bankowości może nigdy nie być użyte.