To, że obecny rok będzie trudny dla funduszy emerytalnych było wiadomo już od dawna. Kapitałową część systemu emerytalnego czekają zmiany w prawie. Nie tylko te związane z podniesieniem limitu inwestycji zagranicznych, co wymusił na nas Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Te zresztą są najmniej istotne. Ważna bowiem będzie decyzja na temat docelowego kształtu systemu wypłat świadczeń z pieniędzy gromadzonych w OFE oraz zapowiedziany przegląd prawa dotyczącego tych instytucji po dwóch latach od obniżenia składki przekazywanej do nich. Możliwych rozwiązań jest tu ogrom.
Mam wrażenie, że w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej głosów na temat tego jak powinny działać OFE. I nie chodzi o dziennikarskie artykuły, a raczej o coraz śmielsze opinie publikowane przez ekonomistów czy ekspertów. Jak podejrzewam, tych głosów będzie przybywać.
Już dziś na temat tego „Co dalej z OFE?" będą debatować w auli SGH przedstawiciele resortu finansów i pracy oraz ekonomiści. I ta sytuacja raczej by nie dziwiła, bo taką dyskusję zacząć należy, gdyby nie fakt, że debata już w zaproszeniu zawiera określoną tezę. W opisie bowiem czytamy, że „według prof. Leokadii Oręziak z SGH dalsze istnienie OFE drastycznie zmniejsza szanse rozwoju polskiej gospodarki, a w rezultacie szanse młodych ludzi na pracę, mieszkanie i założenie rodziny w Polsce".
Przekaz jest zatem prosty: OFE należy zlikwidować. I nie chodzi nawet o to, że ekonomista ma taki pogląd. Takiego jego prawo. Zresztą większość zaproszonych na debatę do SGH raczej do zwolenników II filara nie należy. Problem jednak w tym, że można odnieść wrażenie, że szykuje się nam powtórka z początku 2011 r. gdy rząd zdecydował o obniżeniu składki przekazywanej do OFE. Wówczas w dyskusji mało było argumentów merytorycznych, a znacznie więcej demagogii.
I źle by stało gdyby rząd mając w zanadrzu pomysły na zmiany w OFE, w tym takie, które polegają na rozmontowywaniu II filara w celu ratowania bieżącej sytuacji budżetu (i to w kryzysie), znów skupił się na takim dyskursie.