Zgadza się pan z apelem Leszka Balcerowicza sformułowanym na łamach „Rz", że prawdziwym celem narodowym powinno być przeciwdziałanie groźbie stopniowego wytracania przez polską gospodarkę tempa rozwoju?
Oczywiście, że się zgadzam. A nawet pozwoliłem sobie zauważyć, że podnoszę te kwestie w różnych wywiadach i publikacjach już od dłuższego czasu. Kolejna odsłona tego problemu może wyglądać tak, że po obecnym kryzysie kraje Europy Zachodniej wrócą do swojego naturalnego tempa rozwoju wynoszącego 2-3 proc., a Polska także będzie się rozwijać w tempie 3 proc., podczas gdy wcześniej było to 4-4,5 proc.
Czyli przestaniemy gonić kraje rozwinięte?
Dokładnie, albo to gonienie będzie się odbywać w bardzo spowolnionym tempie. Dziś nasz poziom zamożności, liczony poziomem PKB na jednego mieszkańca, wynosi ok. 50-60 proc. poziomu niemieckiego czy francuskiego. Potrzebne jest nam więc utrzymanie nadwyżki tempa wzrostu, tak by w perspektywie 20-40 lat, zbliżyć się do poziomu Europy Zachodniej. Bez reform to się nie uda.
Recepty na zażegnanie tego niebezpieczeństwa są znane, dlaczego rząd ich nie słucha?