Bez reform nie dogonimy Europy Zachodniej

Po obecnym kryzysie kraje Europy Zachodniej wrócą do swojego naturalnego tempa rozwoju wynoszącego 2-3 proc., a Polska także będzie się rozwijać w tempie 3 proc., podczas gdy wcześniej było to 4-4,5 proc. - mówi Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów

Publikacja: 20.01.2013 18:40

Bez reform nie dogonimy Europy Zachodniej

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński KK Kuba Kamiński

Zgadza się pan z apelem Leszka Balcerowicza sformułowanym na łamach „Rz", że prawdziwym celem narodowym powinno być przeciwdziałanie groźbie stopniowego wytracania przez polską gospodarkę tempa rozwoju?

Oczywiście, że się zgadzam. A nawet pozwoliłem sobie zauważyć, że podnoszę te kwestie w różnych wywiadach i publikacjach już od dłuższego czasu. Kolejna odsłona tego problemu może wyglądać tak, że po obecnym kryzysie kraje Europy Zachodniej wrócą do swojego naturalnego tempa rozwoju wynoszącego 2-3 proc., a Polska także będzie się rozwijać w tempie 3 proc., podczas gdy wcześniej było to 4-4,5 proc.

Czyli przestaniemy gonić kraje rozwinięte?

Dokładnie, albo to gonienie będzie się odbywać w bardzo spowolnionym tempie. Dziś nasz poziom zamożności, liczony poziomem PKB na jednego mieszkańca, wynosi ok. 50-60 proc. poziomu niemieckiego czy francuskiego. Potrzebne jest nam więc utrzymanie nadwyżki tempa wzrostu, tak by w perspektywie 20-40 lat, zbliżyć się do poziomu Europy Zachodniej. Bez reform to się nie uda.

Recepty na zażegnanie tego niebezpieczeństwa są znane, dlaczego rząd ich nie słucha?

Zagrożenia związane z obniżaniem się potencjału wzrostowego naszej gospodarki nie są powszechnie dostrzegane. Najwyraźniej jesteśmy pod wrażeniem sukcesów z ostatnich dwudziestu lat, kiedy to miało miejsce dość szybkie gonienia UE. Ale może zadowala nas to co mamy, i dlatego  brak jest presji na zmiany ze strony opinii publicznej? W takim scenariuszu pozostaniemy permanentnie mniej rozwinięci niż Europa Zachodnia, staniemy się takim karłem Europy. To z czasem może zachęcić do jeszcze większej emigracji ludzi zdolnych i przedsiębiorczych.

Nasz rząd dokonał reformy wieku emerytalnego, Bank Światowy uznał nas za lidera zmian ostatnich pięciu lat. Może rząd wie co robić, ale robi to po cichu?

Nie sądzę. My mamy strategię „ciepłej wody w kranie" i doktrynę „tu i teraz". Te sformułowania zostały przecież wymyślone przez polityków, bo takie jest ich rozumienie tego, czego chce polski elektorat. Nie tylko Tusk, ale przywódcy wszystkich partii politycznych myślą podobnie.

Jakie reformy są potrzebne?

Takie, które usuną różnego rodzaju przeszkody na drodze do wzrostu efektywności i innowacji. Dotychczas wystarczyło kopiować znane technologie i produkty. W przyszłości trzeba będzie w większym stopniu  samemu być innowacyjnym.

Do tego dochodzi problem rynku pracy, bo  będzie przybywać osób nie pracujących, a pracujących będzie ubywać. Niezwykle ważny, może kluczowy,  jest dość niski, ostatnio malejący,  udział inwestycji w dochodzie narodowym, co w krajach rozwijających się oznacza malejącą zdolność do absorpcji nowych, z reguły zagranicznych technologii i w rezultacie spadek tempa wzrostu wydajności pracy. Na to nakłada się wzrost,  w porównaniu z  latami 1990-tymi,  barier prawnych i  administracyjnych, które podnoszą koszty prowadzenia działalności gospodarczej.

To diagnoza, jak zmienić ten stan rzeczy?

Konieczny jest wzrost krajowych oszczędności do 20-25 proc. dochodu narodowego. Biorąc pod uwagę dopływ oszczędności zewnętrznych w postaci  bezpośrednich inwestycji zagranicznych i środków unijnych, pozwoliło by to na podniesienie  ogólnych oszczędności i inwestycji do 25-30 proc. PKB.  Dałoby to ok. 1 pkt. proc. dodatkowego wzrostu PKB. Dziś oszczędności prywatne finansują także deficyt państwa. Jego likwidacja dałaby nam dodatkowe ok. 5 proc. PKB środków na inwestycje.

A na rynku pracy?

Potrzebna jest eliminacja dużego deficytu w I filarze, głównie przez likwidację przywilejów emerytalno-rentowych  oraz aktywizację zawodową Polaków. Pewne rzeczy, o których mówił też Balcerowicz, wydają się naturalne. Choćby uelastycznienie kosztów zwalniania i zatrudniania. Wskaźnik aktywności zawodowej jest niższy od zachodniego o ok. 6 pkt. proc., co oznacza ok. 1,5 mln osób. Gdyby udało się zaktywizować tych ludzi, dałoby to PKB wyższe o 10 proc.

Jak to zrobić?

Należy oprócz liberalizacji rynku pracy zmienić np. ustawę o ochronie lokatorów, by zwiększyć podaż mieszkań na wynajem i obniżyć ich ceny. Konieczne są poważne zmiany w edukacji, szkolnictwie wyższym i nauce. Potrzebnych jest nam więcej żłobków i przedszkoli, dzieci powinny rozpoczynać naukę w szkole od pięciu lat. Na publicznych uczelniach wyższych powinno obowiązywać współpłacenie, tak by skończyć z uprzywilejowaną pozycją młodzieży z wielkich miast, gdzie najczęściej lepsza edukacja w szkołach średnich daje im większe szanse na bezpłatne studia dzienne. Ponieważ szkoły wyższe nie przygotowują dobrze  absolwentów do pracy w firmach, proponuję częściowe  finansowanie ich zatrudnienia przez pierwsze 2-3 lata z budżetu. Naukę trzeba rozruszać, dodać więcej konkurencji, tak by także tam dotarły rygory gospodarki rynkowej.

Wiele z tych propozycji nie jest kontrowersyjnych społecznie. Wraca pytanie, dlaczego rządy tego nie robią?

Rzeczywiście, jest szereg takich działań, które byłyby nawet dobrze postrzegane społecznie. Na przykład  znoszenie barier biurokratycznych. Ale to wymaga kolosalnego wysiłku administracyjnego, ale nie daje natychmiastowych efektów politycznych. Łatwiej  skupiać się na rzeczach łatwych, które przynoszą poklask i polityczne poparcie. Nastąpiło przesunięcie z myślenia programowego na populizm praktycznie we wszystkich partiach. Mam nadzieję, że obecny kryzys doprowadzi do nowego podejścia, do myślenia na średnia i długą metę.

Rozm. Anna Cieślak-Wróblewska

Zgadza się pan z apelem Leszka Balcerowicza sformułowanym na łamach „Rz", że prawdziwym celem narodowym powinno być przeciwdziałanie groźbie stopniowego wytracania przez polską gospodarkę tempa rozwoju?

Oczywiście, że się zgadzam. A nawet pozwoliłem sobie zauważyć, że podnoszę te kwestie w różnych wywiadach i publikacjach już od dłuższego czasu. Kolejna odsłona tego problemu może wyglądać tak, że po obecnym kryzysie kraje Europy Zachodniej wrócą do swojego naturalnego tempa rozwoju wynoszącego 2-3 proc., a Polska także będzie się rozwijać w tempie 3 proc., podczas gdy wcześniej było to 4-4,5 proc.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację