– Na każdy samochód osobowy można kupić jedynie 100 litrów miesięcznie, nawet na taki jak mój, sześciocylindrowy – narzeka teherańczyk w średnim wieku, który po odstaniu 30 minut w kolejce podjeżdża terenowym mitsubishi do dystrybutora. Jakoś sobie radzi, ponieważ drugie 100 litrów „pobiera” na stary samochód, którym już nie jeździ.
– A jeśli benzyny nadal brakuje, trzeba uzupełniać braki innymi sposobami – uśmiecha się. Taksówkarze mają duże przydziały – po 900 litrów, i za trzy-, czterokrotnie wyższą cenę chętnie ją odsprzedają.
[wyimek]Litr benzyny kosztuje w Teheranie 1000 riali, czyli około 30 groszy[/wyimek]
Irańskie władze wprowadziły kartki na benzynę w czerwcu. Ściślej to karty z czipem, przypominające telefoniczne, które wkłada się do otworu obok cyferek licznika dystrybutora. Te cyferki nie układają się w oszałamiające sumy. Litr zwykłej benzyny (taką wlewa do baku także właściciel eleganckiego terenowego mitsubishi) kosztuje zaledwie 1000 riali, czyli około 30 groszy. To niedrogo nawet jak na tutejsze, kilkakrotnie niższe od polskich, zarobki. Ekonomiści szacują, że gdyby nie państwowe dopłaty (około 5 miliardów dolarów rocznie), musiałaby kosztować osiem razy drożej.
Władze nie zdecydowały się jednak na urynkowienie czy choćby podwyższenie cen. Mohammad Ali Hossaini, rzecznik irańskiego MSZ, którego zdaniem przydziały kartkowe są zupełnie wystarczające, podkreśla, że po kilku miesiącach reglamentacji Iran musi importować mniej benzyny. Oficjalnie w ciągu roku oszczędności mają wynieść ponad 3 miliardy dolarów.