W tym roku zaskoczył światowe rynki dwukrotnie. Wiosną, kiedy jego Tata Steel kupiła hutniczego giganta Corusa w Wielkiej Brytanii, i teraz, gdy zagwarantował sobie przejęcie Jaguara i Land Rovera. Za kultowe marki zapłaci Fordowi 2 mld dol.
Ale nie zawsze wszystko się Tacie udaje. Niedawno właściciele luksusowej linii kolejowej Orient Express uznali, że Tata nie jest firmą dość luksusową, aby jego sieć hotelowa Taj mogła się stać udziałowcem legendarnej linii. Ratan Tata uznał to za obrazę. Mógł się tylko pocieszyć, że wcześniej jego Tata Tee odkupił od Brytyjczyków producenta herbaty Tetley wraz z jego plantacjami.
Ratan Tata zaczynał 60 lat temu jako pracownik Mahindra & Mahindra sprzedającej traktory. Firma przybrała nazwę Tata Sons (od nazwiska kuzyna Ratana), ale w 1991 roku znalazła się w kłopotach. To wówczas Ratan Tata został jej prezesem i uznał, że spółkom wchodzącym w skład grupy brakuje spójnej strategii. Największe z nich: Tata Steel i Tata Motors, która dzisiaj współpracuje z GM, Fiatem i Renault, miały ogromne straty.
Obecnie konglomerat Tata Sons składa się z 99 firm – od hut stali po fabryki samochodów i herbaciane plantacje. Dla profesorów ekonomii jest wzorem hinduskiego biznesmena, który znacznie skuteczniej potrafi przejmować firmy niż wieczny rywal Lakshmi Mittal. Niejednokrotnie się zdarzało, że ich załogi wręcz domagają się, aby to właśnie Tata był inwestorem. Kiedy ciął zatrudnienie w Tata Steel w 1992 roku, wypłacił pracownikom odszkodowanie równe ich zarobkom do czasu wejścia w wiek emerytalny.
Już teraz 20 procent jego przychodów pochodzi z działalności za granicą, w ciągu następnych pięciu lat ten udział ma wzrosnąć do 30 – 35 proc. – Nie chcę, by było to więcej – mówi. – Chcę, żeby Tata był światowy, ale przede wszystkim hinduski. Przejęcie Corusa za 8 mld dol. było największą dotychczasową jednorazową inwestycją indyjską za granicą.