Miesiąc miodowy nowego rządu już minął. Czas na omówienie zamierzeń na najbliższe lata przedstawionych przez ministra finansów Jacka Rostowskiego. Sześć priorytetów nowego ministra, czyli zmniejszenie długu publicznego, obniżanie obciążeń fiskalnych, wzrost wydatków rozwojowych, przyspieszenie prywatyzacji, liberalizacja gospodarki i jej przygotowanie do przyjęcia euro wydaje się znaczącym odejściem od stagnacyjnej polityki gospodarczej realizowanej przez poprzednią ekipę. Bardzo interesujące jest przesunięcie horyzontu czasowego określanych celów z krótkookresowych na rzecz średniookresowych, co pozwoli na prowadzenie racjonalnej i przewidywalnej polityki gospodarczej.
Plan ten wydaje się spójny i możliwy do zrealizowania, jednakże chciałbym zwrócić uwagę na niebezpieczeństwo związane z jego realizacją, którego prof. Rostowski nie dostrzega. Rosnącą inflację.
Wzrost cen w strefie euro osiągnął 3 proc. Inflacja w Czechach sięgnęła 5 proc., w krajach nadbałtyckich dochodzi do 13,7 proc. (Łotwa). W Polsce poziom wzrostu cen (3,5 proc.) dotyka górnego poziomu odchyleń od założonego celu inflacyjnego. W przedstawionym planie ministra finansów nie widzę istotnych działań przeciwdziałających narastaniu inflacji, wręcz przeciwnie, niektóre z nich mogą w znaczący sposób nasilać napięcia inflacyjne. W sprawie inflacji Jacek Rostowski mówi o pełnym zaufaniu do NBP i Rady Polityki Pieniężnej. Realizując jednak przedstawioną politykę, nie pozostawia Radzie wielkiego wyboru i doprowadzi do podwyżki stóp procentowych. Nadszedł czas, by minister finansów stworzył wspólny plan działania z RPP. Tylko wypracowanie takiej strategii, opartej na stosowaniu mieszanki instrumentów monetarnych i fiskalnych (policy mix), daje szansę przeciwdziałania rosnącemu poziomowi cen. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja na rynkach światowych w przyszłym roku nasilać będzie napięcia inflacyjne (rosnące ceny surowców i żywności, możliwa aprecjacja dolara). Przeciwdziałanie tym tendencjom jest możliwe.
Rada może podnosić stopy procentowe, tłumiąc popyt, jednakże jest to polityka bardzo kosztowna. Wzrost stóp od września 1999 do sierpnia 2000 r. skutecznie sprowadził Polskę ze ścieżki wzrostu gospodarczego aż do 2004 r. W tych latach (2001 – 2003) średnioroczne tempo przyrostu PKB Polski wyniosło 2,1 proc., gdy w tym samym czasie tempo rozwoju naszych sąsiadów było zdecydowanie wyższe: Czechy 2,7 proc., Słowacja 4,3 proc., Węgry 4,2 proc., kraje nadbałtyckie 7,5 proc. Seria tych podwyżek stóp doprowadziła inflację poniżej dolnego poziomu celu inflacyjnego (0,8 proc. w 2002 r.), ale spowodowała utratę szans nadrabiania dystansu dzielącego nas od rozwiniętych gospodarek unijnych. Jeżeli w najbliższym czasie nie dojdzie do koordynacji działań pomiędzy władzami fiskalnymi a monetarnymi, czeka nas kolejna seria podwyżek stóp, z wszystkimi tego konsekwencjami dla tempa rozwoju gospodarki.
Czy RPP w obecnej sytuacji może nie podnosić stóp? Czynniki popytowe wzrostu cen kształtują się niekorzystnie. Wzrost wynagrodzeń sięga 11 proc., wzrasta liczba zatrudnionych o ok. 4 proc. Transfery z emigracji zarobkowej mogą sięgnąć 15 mld zł. Znacząco rośnie wartość udzielonych kredytów zarówno dla firm, jak i dla ludności. Ten strumień dodatkowego popytu nie jest rekompensowany wzrostem wydajności i musi rodzić napięcia inflacyjne. Jednak strona popytowa wzrostu cen nie jest naszym jedynym problemem. Dużym zagrożeniem dla wzrostu cen jest także niekorzystne kształtowanie się czynników kosztowych.