Jak rzymianin podbił polski rynek samochodowy

Enrico Pavoni, Ten niewysoki, w średnim wieku mężczyzna, ostatnio nieco tęższy niż zwykle – rzucił palenie, ale nie zrezygnował z makaronu z dobrym sosem – jest najpopularniejszym cudzoziemcem w polskim biznesie – pisze Danuta Walewska

Publikacja: 18.01.2008 02:08

Jak rzymianin podbił polski rynek samochodowy

Foto: Rzeczpospolita

W Turynie ciągle coś się zmienia, a Enrico Pavoni stale jest – śmieje się Luca de Meo, były prezes Fiata Auto.

W Fiacie Pavoni przeżył sześciu prezesów i nie jest w stanie policzyć, ilu dyrektorów generalnych. W ostatnich sześciu latach zmieniali się pięć razy, niektórzy nie zagrzali miejsca… Ale Sergio Marchionne, obecny prezes Fiat Group, jest na tym stanowisku już trzy lata i pewnie zostanie dłużej.

– Do jego przyjścia Fiat był w głębokim kryzysie. Dzisiaj nie ma już takiej spółki, koncernu, które nie przynosiłyby zysków – mówi Pavoni. Przypadek rządzi jego życiem. To on sprawił, że został szefem Fiata w Polsce. Tak przynajmniej utrzymuje sam Pavoni.

Kiedy wiele lat temu włoski koncern chciał wejść do Polski jako wielki producent aut, w centrali w Turynie szukano osoby, która znałaby ten daleki kraj. Wybrano Enrico Pavoniego. Jeździł wiele razy do Polski jako przedstawiciel producenta ciężarówek Iveco należącego do Fiata. Iveco zgodziło się wypożyczyć swojego pracownika na dwa lata.

Ale w międzyczasie dwaj ludzie odpowiedzialni za umowę odeszli ze swoich firm, prezes Iveco oddał fotel, a dyrektor generalny Fiata zmarł. Nikt już więc nie pamiętał o czasowej umowie wypożyczenia Pavoniego. Wtedy pierwszy raz obecny szef polskiego Fiata doszedł do wniosku, że na Polskę jest skazany i to chyba na całe życie.

– To były czasy, kiedy w Polsce znajomość obcych języków była powszechna tylko w centralach handlu zagranicznego – wspomina. W przyspieszonym tempie zaczął się uczyć polskiego. Dziś mówi biegle, choć czasami zdarza mu się wtrącić jakiś niegramatyczny zwrot.

Nie tylko znajomość słowiańskiego języka sprawiła, że Pavoni poczuł się w Polsce jak w domu. Tu poznał swoją żonę Annę, wtedy studentkę poznańskiej anglistyki, dziś właścicielkę firmy importującej włoską żywność.

W Polsce Fiat będzie wkrótce produkował ponad pół miliona aut rocznie. Jedyne zagrożenie, jakie widzi Pavoni, to nowe ustawodawstwo UE regulujące emisję dwutlenku węgla. Z tego powodu małe samochody mogą znacznie zdrożeć

– Bardzo podoba mi się biznes żony, bo ciągle w domu próbujemy nowe produkty – śmieje się szef polskiego Fiata.

W Fiacie też znalazł się przez przypadek. Pracował tam już jego brat, a Enrico Pavoni usłyszał, że potrzebują kogoś, kto pomógłby w uruchomieniu fabryki w Togliatti, w byłym ZSRR. Kiedy zakończyła się budowa rosyjskiej fabryki, w Fiacie powstawał sektor samochodów ciężarowych. Pavoni dostał tam pracę jako handlowiec. Szybko awansował na szefa działu wschodniej Europy. W 1978 roku został przedstawicielem Fiata w Polsce, ale do głowy mu nie przyszło, że będzie tu tak długo. Mógł się przenieść, na przykład na takie samo stanowisko w Chinach, ale nie chciał.

– Tutaj już miałem rodzinę, małe dziecko, niczego nam brakowało, poza tym było coraz bardziej ciekawie. To był jedyny wypadek w moim życiu, kiedy nie przyjąłem propozycji szefów i powiedziałem: Nie, dziękuję – opowiada. W Turynie się to nie spodobało. Kiedy więc dostał propozycję pracy w Moskwie, nie ryzykował. W Moskwie mieszkał do puczu w 1991 r.

Od tego czasu nie podróżuje z jedną zmianą bielizny. Szefowie koncernu ściągnęli go z Moskwy, gdzie miał siedzieć minimum sześć lat. Myślał, że chcą się dowiedzieć, co tam się dzieje, tymczasem w pokoju obok już siedzieli przedstawiciele polskiego Skarbu Państwa. Miał natychmiast przyłączyć się do zespołu Fiata.

Uważa, że nie ma dwóch narodów, które rozumiałyby się lepiej niż Polacy i Włosi. Dlatego starał się ściągnąć jak najwięcej włoskich inwestycji do Polski. Bardzo przeżywa wszystko, co dzieje się z Fiatem i innymi włoskimi inwestycjami w Polsce.

Kiedy Lucchini negocjował kupno Huty w Warszawie, a robotnicy obrzucali ambasadę włoską makaronem z sosem pomidorowym, Pavoni wściekał się, że nikt w tym kraju nie rozumie, po co Polsce inwestycje zagraniczne.

W fabryce w Tychach też były protesty. To był trudny czas, bo Fiat właśnie szukał miejsca do produkcji. Ale jeszcze nie było nic postanowione.

– Wam, Polakom, wydaje się, że jesteście najważniejsi na świecie. Mało brakowało, aby wówczas Turyn wycofał się z całego przedsięwzięcia. Nerwy były niesamowite, bo mam też wrażenie, że nie tylko Fiat wtedy chciał kupić tę fabrykę. Walczyłem, ponieważ wiedziałem, że to dla Polski jest ważne. W Turynie nie bardzo byli w stanie zrozumieć, o co tutaj chodzi. Ja też nie zawsze potrafiłem wytłumaczyć – opowiada Enrico Pavoni. Był rok 1992. Negocjacje, podczas których Pavoni bardzo schudł, trwały prawie sześć lat.

– Ale warto było, mamy piękną fabrykę, która produkuje doskonałe auta zdobywające tytuły samochodów roku, a przede wszystkim świetnie się sprzedające – chwali się Pavoni. Jego pracę cenią nie tylko władze włoskiego koncernu. Z rąk poprzedniego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego odebrał Krzyż Komandorski za wybitne zasługi dla rozwoju polskiej gospodarki.

Turyn już nie widzi powodu, by Pavoniego odwoływać, bo chociaż mają mu trochę za złe polski szowinizm, w centrali wiadomo, że nikt nie zadba o interesy koncernu tak jak on.

– Ten człowiek, który tak ciekawie mówi o rozwiązywaniu konfliktów w firmach, to w końcu Włoch czy Polak – pytał o Pavoniego Jack Welch, guru zarządzania podczas debaty Forum 500.

A Luca de Meo, który przez lata szefował Fiatowi Auto, nie ukrywa, że z Pavonim niejednokrotnie się sprzeczał: – Dla niego tylko istniała Polska i jego fabryki.

Pavoni często mówi: my, Polacy. Ale zapewnia, że myśli jak Włoch, chociaż polski język jest dla niego równorzędny. –Byłem Włochem, jestem nim i umrę jako Włoch – twierdzi.

Twierdzi także, że jest rzymianinem, ale nietypowym, bo wprawdzie urodził się w Wiecznym Mieście, ale jego dziadek większość życia spędził w dalekiej Gruzji.

Przez wiele lat Pavoni nie mógł zrozumieć, dlaczego Włosi nie chcieli przyjeżdżać pracować w Polsce.

– Niektórych ciągnąłem dosłownie za włosy, musieli dostać rozkaz, by wyjechać. Pytali wtedy: czemu musimy produkować w Polsce? Czy nie można dostarczać komponentów z Włoch, Francji czy Niemiec? Po co nam nowa fabryka? Potem wszystko poszło jak lawina, a Turyn ma nawet lotnicze połączenie z Katowicami. Okazało się także, że w Polsce można nie tylko produkować na potrzeby miejscowego Fiata, ale i eksportować.Czy nie obawia się, że teraz naciski płacowe w fabryce w Tychach zmniejszą konkurencyjność polskiego Fiata?

– Od czego są negocjacje. Nigdy nie jest tak, żeby nie można się było dogadać – uważa.

Związkowcy też go chwalą, ale anonimowo. W Polsce Fiat będzie wkrótce produkował ponad pół miliona auta rocznie.

Jedyne zagrożenie, jakie widzi, to nowe ustawodawstwo Unii Europejskiej regulujące sprawy emisji dwutlenku węgla.

Z tego powodu małe auta mogą stać się znacznie droższe, mimo że emitują znacznie mniej CO2.

– Jak będzie trzeba, pojedziemy do Brukseli i będziemy tłumaczyć, dlaczego dla nas ważny jest nowoczesny przemysł – zapewnia Pavoni.

Twierdzi, że mimo tysięcy trudnych spraw do załatwienia w Polsce nigdy nie miał pokusy, by pojechać do turyńskiego Lingotto, gdzie mieści się centrala koncernu i powiedzieć: panowie, pracowałem ciężko, należy mi się awans.

A praca w polskim oddziale koncernu tak go pochłonęła, że nie był w stanie dokończyć studiów z nauk politycznych na turyńskim uniwersytecie, musiał sam się uczyć prawa, ekonomii, finansów, techniki, handlu. – Cały czas żyłem w biegu – mówi. Zapewnia, że jest człowiekiem spełnionym.

– Mało kto miał taką szansę zawodową, jak ja, tutaj, w Polsce. Nie zajmowałem się tylko produkcją. Tutaj, w polskim Fiacie, mam swój uniwersytet.

Pavoni zapewnia, że najlepiej czuje się w Warszawie.

– Tylko słońca mi brakuje – mówi.

A pieniądze? – Mam tyle, ile potrzebuję. Dom, samochód, rodzinę. Żona zarabia na siebie. Podoba mi się jej niezależność. Po jej doświadczeniach widzę, że własną firmę trudniej prowadzić niż cudzą.

Choć Pavoni na wszystkich debatach, przyjęciach oficjalnych i nieoficjalnych jest w centrum uwagi, ci, którzy go znają, wiedzą, że chroni swoją prywatność i trzyma dystans.

– To nie jest brat łata, który z każdym się zaprzyjaźni, ale potrafi szanować pracowników. Jeśli przejdzie z kimś na ty, to zaszczyt dla tej osoby – uważa Maciej Brzozowski, dyrektor PR wydawnictw Bauera w Polsce, który z Enrico Pavonim przepracował kilka lat jako rzecznik prasowy Fiat Polska.

W Turynie ciągle coś się zmienia, a Enrico Pavoni stale jest – śmieje się Luca de Meo, były prezes Fiata Auto.

W Fiacie Pavoni przeżył sześciu prezesów i nie jest w stanie policzyć, ilu dyrektorów generalnych. W ostatnich sześciu latach zmieniali się pięć razy, niektórzy nie zagrzali miejsca… Ale Sergio Marchionne, obecny prezes Fiat Group, jest na tym stanowisku już trzy lata i pewnie zostanie dłużej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację