Rozwój infrastruktury jest spóźniony nie tylko w dziedzinie transportu drogowego, kolejowego i lotniczego, podobnie jest w dziedzinie sieci energetycznych i telekomunikacyjnych. Czy jest tak dlatego, że Polacy mieliby jakąś głęboko zakorzenioną niechęć i brak umiejętności do budowania dóbr wspólnych? Czy jest tak dlatego, że brakuje środków finansowych? Czy wreszcie jest tak dlatego, że brakuje nam wyobraźni i zrozumienia, jak wielkie powoduje to zagrożenia konkurencyjności i koszta społeczne i ekonomiczne?
Wszystkie te wyżej wymienione powody istnieją, choć ten pierwszy wydaje się najważniejszy. Przy przechodzeniu z gospodarki centralnie planowanej do gospodarki rynkowej Polska zajęta budowaniem przedsiębiorstw i podstaw indywidualnego dobrobytu pozostawiła infrastrukturę państwu, nie dając mu ani zaufania, ani środków (jak stało się na przykład w Niemczech).
Dopiero w ostatnich latach przed wejściem do Unii Europejskiej zaczął się zwrot i wyposażanie państwa w odpowiednie instrumenty i środki finansowe. Mamy więc do czynienia z próbą nadgonienia zaległości jakby przez „implanty” zarówno w dziedzinie celów, metod, ale także środków. Przy czym jest to tylko połowa środków i połowa problemu. Druga połowa zakorzeniona jest w sferze kulturowej i politycznej i Polacy sami muszą się z nią zmierzyć.
Można by mnożyć przykłady nierozpoczętych, nieudanych bądź spóźnionych inwestycji infrastrukturalnych w Polsce w ostatnich latach. Charakterystyczny dla nich jest zbyt długi czas potrzebny do określenia ich priorytetów i przebiegu. Z reguły jest on kilkakrotnie dłuższy od potrzebnego. Opiera się na zmiennych projektach, kompromisach politycznych i interesach partykularnych, a rzadko na obiektywnych wielostronnie uznanych danych ekonomicznych.
Rzeczpospolita jest ciągle niedoposażona w instrumenty reprezentacji interesu publicznego i za słaba, żeby zmierzyć się z interesami partykularnymi w imię dobra wspólnego. A przecież, żeby jakakolwiek inwestycja infrastrukturalna mogła sprawnie powstać, musi istnieć sprawny mechanizm uznania jej nadrzędności nad interesami partykularnymi. Ma taki mechanizm na przykład Republika Francuska. I wreszcie praktyka zamówień publicznych powoduje, że przetargi ciągną się w nieskończoność, a i wynik końcowy, to jest cena za kilometr sieci, często jest wyższy od możliwego i osiąganego w innych krajach Unii.