O sile i potencjale tej organizacji, która na razie z pozycji lidera w sektorze bankowym spadła na drugą lokatę (po wchłonięciu części Banku BPH przez Pekao SA) świadczy chociażby to, że przez ponad pół roku w zasadzie nie miała ona prezesa, a mimo to katastrofy nie było. Ostatnie kwartały pokazują jednak, że pojawienie się menedżera, który zna rynek, pomaga. Po prostu bank lepiej wykorzystał swoją pozycję rynkową i – zdaniem analityków – zrobił to w zasadzie w sposób modelowy.

Przykładem tego jest zebranie z rynku ponad 7 miliardów depozytów w ramach produktu Max Lokata. Cóż, co kwartał z wielką finezją i wprawą de facto "łupi" kilka milionów swoich klientów i zarabia coraz więcej. W pierwszym kwartale może nawet pobić rekord rentowności w sektorze i mieć miliard złotych zysku netto. Bez dwóch zdań duża w tym zasługa przynajmniej części członków obecnego zarządu.

Inwestorzy finansowi oraz inwestorzy indywidualni są zadowoleni. Dostaną sowitą dywidendę z zysku. Ale odkąd pamiętam, finansowe argumenty nie zawsze przekonują państwowego właściciela. Liczy się w większym stopniu zaufanie i to niestety bez względu na opcję polityczną. Może w tym przypadku będzie się też liczyć coś więcej. Bank, mimo teraz swojej dobrej pozycji stoi w przededniu albo kolejnego skoku jakościowego, albo stagnacji. Dlatego w konkursie na prezesa warto wybrać naprawdę dobrego menedżera.

Skomentuj na blog.rp.pl