Niestety, to samo wydarzenie jest również najlepszym dowodem, jak mało Polska robi w tej kwestii. Gdy tylko Komisja Europejska dała zielone światło dla wprowadzenia na Słowacji wspólnej waluty, decyzję tę pochwalił minister Jacek Rostowski. Szef resortu finansów przyznał nawet, że 2009 rok jest wciąż możliwym terminem wejścia do systemu ERM2 stanowiącego dwuletnią poczekalnię przed przyjęciem euro. Rynki finansowe powitały tę deklarację z dużym zadowoleniem, co znalazło swoje odzwierciedlenie w umocnieniu złotego.
Wciąż pozostaje jednak pytanie, czy ten optymizm jest w ogóle uzasadniony. Warto bowiem zwrócić uwagę, że w swoich wypowiedziach minister finansów określił 2009 rok jako „możliwy” termin wejścia do ERM2, a jak ognia unikał stwierdzenia sugerującego, iż jest to termin „prawdopodobny”. Niby oznacza to prawie to samo, ale, jak wiadomo, „prawie” robi wielką różnicę. Ponadto, jeżeli rząd rzeczywiście nosi się z zamiarem szybkiego wprowadzenia złotego do poczekalni kursowej, może warto pokazać jakiekolwiek szczegóły strategii przyjęcia euro. W ostatnich miesiącach przedstawiciele rządu okazywali się wyjątkowo enigmatyczni w tej kwestii. W rzeczywistości oprócz ogólnych i często niejednoznacznych deklaracji nie powiedziano nic, co by mogło choćby sugerować, że taka strategia istnieje.
Co prawda nie można wykluczyć, iż nagła mobilizacja w ostatniej chwili sprawi, że złoty zostanie wprowadzony do ERM2 już w przyszłym roku. Niemniej, biorąc pod uwagę niechęć prezesa banku centralnego do szybkiego przyjmowania wspólnej waluty, taka strategia może się okazać przysłowiowym strzałem we własną stopę. Aby przetrwać w ERM2, należy bowiem przekonać inwestorów, że jest się przygotowanym do przyjęcia wspólnej waluty oraz obrony kursu znajdującego się w paśmie wahań. A o taką wiarygodność trudno, gdy sygnały płynące z banku centralnego i od rządu są ze sobą sprzeczne.
Dlatego zamiast ogólnych i mało przekonujących deklaracji o szybkim przyjmowaniu wspólnej waluty, może warto zacząć poważną dyskusję. W końcu czasami lepiej wybrać dłuższą, ale skuteczną, drogę, zamiast szybkiej, lecz wyboistej. W przeciwnym bowiem razie wkrótce może już nikt nie wierzyć w przyjęcie euro.