„Rz”: Wydobycie węgla w pierwszym kwartale w porównaniu z analogicznym okresem 2007 r. spadło o blisko 3 mln ton. Zyski kopalń są wyższe tylko dzięki wzrostowi cen węgla. Co się dzieje w górnictwie?
Piotr Buchwald:
Polskie górnictwo po 1989 r. było reformowane, a każdy rząd miał na to inny pomysł. Moim zdaniem brakuje nam najważniejszego dokumentu, który funkcjonuje np. w Niemczech – bilansu paliwowo-energetycznego na 25 lat naprzód. I nie mówię tu o strategii, lecz m.in. o określeniu złóż do eksploatacji czy terenów chronionych, które przez kilka czy kilkanaście lat nie będą uwzględniane w eksploatacji. Żeby nie dochodziło później do takich sytuacji, że np. potrzebujemy nowych pokładów, a okazuje się, że zgodnie z innym planem na tym terenie będzie przebiegać droga ekspresowa (tak jest np. w okolicach Legnicy na nieuruchomionych jeszcze polach węgla brunatnego – red.). Do tego dochodzi problem limitów CO2, a nie zmienimy nagle tego, że nasza energetyka w ponad 90 proc. oparta jest na węglu. Trzeba myśleć alternatywnie, m.in. o zgazowaniu węgla czy sposobach na składowanie CO2 w górotworze. Polska powinna odbierać zmniejszenie limitu emisji CO2 nie jako problem, tylko szansę m.in. na postęp technologiczny. Powinniśmy też pomyśleć o większym gospodarczym wykorzystaniu metanu wychwytywanego w kopalniach. Z 900 mln m sześc., które powstają rocznie przy wydobyciu węgla, zużywamy tylko 156 mln, a by to zwiększyć – konieczne są nowe regulacje prawne.
U nas węgiel traktowany jest trochę po macoszemu. Kopalnie były zamykane, a teraz np. KHW chce sięgać po złoża nieczynnej Niwki-Modrzejów, bo brakuje surowca. Za to Czesi interesują się nieczynnymi Dębieńskiem i Morcinkiem. Szkoci kupują Silesię. Im się opłaca, a nam nie?
Czechom po prostu węgla zaczyna brakować, dlatego szukają innych możliwości. Niemniej jednak u nas to właśnie wynik reform, na które każdy rząd zapatrywał się inaczej, oraz brak inwestycji spowodowały dzisiejsze problemy w górnictwie, które narastały latami.