Wczoraj sieć komórkowa, którą kieruje Jarosław Bauc, wprowadziła na rynek nową, bardzo ciekawą ofertę. Jeżeli chwyci, gloria spłynie na aktualnego prezesa, chociaż koncepcję wypracowano jeszcze za poprzednika. Ale w Polkomtelu to dyrektorzy kierują firmą. Prezesi mają dbać o interesy rządzących polityków.
Jarosław Bauc z polityką związał się w 1998 r., kiedy jako adiunkt Uniwersytetu Łódzkiego ściągnął do Warszawy i z rekomendacji AWS objął stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów. Szlaki przetarli mu tzw. boat people (w wolnym tłumaczeniu: ludzie z Łodzi, chociaż to tylko gra słów), jak złośliwie nazywano grupę pracowników UŁ – prof. Witolda Orłowskiego, Cezarego Józefiaka, Bogusława Grabowskiego, Annę Fornalczyk – którzy obejmowali ważne stanowiska w administracji państwowej.
W MF Jarosław Bauc szybko wyrósł na postać numer dwa, obok nie byle jakiego lidera, bo samego Leszka Balcerowicza. Rozpad koalicji w 2000 r. utorował mu drogę na szczyt – został ministrem finansów. Dał się poznać jako zwolennik dyscypliny budżetowej i obniżki podatków. Ze stanowiska wysadziła go polityczno-ekonomiczna mina.
Rząd Jerzego Buzka nie umiał sobie poradzić z narastającą na początku dekady stagnacją gospodarczą. Latem 2001 r. okazało się, że deficyt budżetowy jest coraz większy i w kolejnym roku może wzrosnąć nawet dwukrotnie. Nazwano go „dziurą Bauca”, niezbyt słusznie, bo on przed nią ostrzegał. Niemniej premier Jerzy Buzek uznał, że – w perspektywie zbliżających się wyborów – trzeba znaleźć dla opinii publicznej kozła ofiarnego. Padło na Bauca.
Przygarnęła go grupa BRE. W jej strukturach kierował kilkoma firmami finansowymi, m.in. PTE Skarbiec. Po wyborach 2006 r. koniunktura polityczna znowu zaczęła mu sprzyjać. W ramach kadrowej czystki posadę musiał stracić związany z SLD szef Polkomtelu Jarosław Pachowski. Znalazło się miejsce dla Bauca, który akurat miał dużo lepsze rekomendacje niż wielu innych kandydatów z drużyny PiS.