Transportowa lekcja poglądowa

Znalezienie wspólnego tonu dla publikacji i ocen z ostatniego półrocza o sytuacji w transporcie ciężkim nie stwarza trudności – dominują określenia: katastrofa, zapaść itp. Można by nawet zaryzykować tezę, że pasmo coraz bardziej pesymistycznych prognoz na temat koniunktury gospodarczej rozpoczęło się od tej właśnie branży, bo tu znaleziono konkretne dowody, że się wali.

Publikacja: 22.08.2008 04:44

Transportowa lekcja poglądowa

Foto: Rzeczpospolita

Przypomnę, że wymiar spektakularny temu prądowi nadało nagłośnione w mediach bankructwo niemieckiej firmy RiCoe, która miała spółki córki w Polsce. W efekcie ok. 800 zestawów ciągnikowo-naczepowych trafiło na rynek. Było to szokiem, bo jeszcze niedawno na nowy zestaw czekało się miesiącami, a rynek wtórny był ogołocony.

Widzę dwa źródła kłopotów branży. Po pierwsze ewidentnie się przeinwestowała. W ostatnich dwóch – trzech latach park transportu ciężkiego wzrósł z 45 tys. do 135 tys. zestawów. Trzykrotnie, w sytuacji gdy PKB wzrósł o ok. 20 proc. Jeśli by nawet uwzględnić otwarcie rynku przewozów dzięki wejściu do UE, to i tak nie ma żadnej sensownej relacji między wzrostem globalnych zleceń (które tu symbolizuje wzrost PKB), czyli popytu na usługi transportowe, a łącznymi zdolnościami przewozowymi, czyli podażą. To oczywiście wywołało zaostrzenie konkurencji, czyli często wojny cenowej między przewoźnikami. Drugą grupą przyczyn jest wzrost kosztów, głównie paliwa i płac, oraz silny złoty.

Obie grupy przyczyn zadziałały jak kleszcze. I nie brzmią tu wiarygodnie pseudomakroekonomiczne ekspertyzy, że gospodarka, a już na pewno eksport (silny złoty!) się wali, więc nie ma co wozić.

Jak się rysuje przyszłość branży? Uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że to zjawisko przejściowe. Superdobrze to już było. Proces odchudzania musi się odbyć. Ale jest różnica, czy transport będzie się leczył z własnej choroby, czyli przeinwestowania, czy też będzie pierwszą ofiarą ogólnego pogorszenia koniunktury.

Jako zwolennik tezy, że kryzys polskiej gospodarce nie grozi, uważam, że transport jako dostawca uniwersalnej usługi dla całej gospodarki będzie miał zlecenia, czyli przychody. Jednakże nadwyżka podaży musi być usunięta. To techniczne określenie może oznaczać bolesny proces upadłości dla najsłabszych ekonomicznie firm.

No i konkluzja ogólniejsza. Sytuacja na rynku transportu ciężkiego jest poglądową lekcją na „przegrzanie koniunktury” w mikroskali. Jak w każdej lekcji, warto by rzetelnie przeanalizować mechanizm, jak do tego doszło. Bo wnioski mogą być użyteczne także dla innych branż.

Mieczysław Groszek, prezes BRE Leasing

Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne