I trochę zaczynam wierzyć ekonomistom, którzy podkreślają, że nasza gospodarka ma szanse wyjść prawie cało ze światowego kryzysu. Nie oznacza to jednak, że na wystawach sklepów pozostaną na dłużej ogłoszenia z ofertami pracy. Przeciwnie – jednym z warunków szybkiego powrotu do wzrostu gospodarczego będzie zmniejszenie zatrudnienia.
Bezrobocie będzie jednak rosło nie tylko z powodu spowolnienia gospodarczego na naszym rynku. Prawdopodobnie dla Polski większe znaczenie będą mieć powroty rodaków z zamykanych placów budów w Hiszpanii, Irlandii czy Wielkiej Brytanii.
Polskie bezrobocie jest nietypowe. Z jednej strony mamy wielkie miasta, gdzie brakuje ludzi do pracy, a z drugiej strony wcale nie najwyższy wskaźnik zatrudnienia. Niestety wiele wskazuje na to, że spowolnienie gospodarcze pogorszy sytuację w tych regionach, gdzie i tak firmy rozwijały się najwolniej. Można się też spodziewać, że zwolnienia będą szczególnie dotkliwe tam, gdzie pracownicy wywalczyli sobie podwyżki przewyższające możliwości przedsiębiorstw.
Wzrost liczby bezrobotnych to tragedia dla wielu ludzi, ale szansa dla firm na zmniejszenie presji płacowej. Gdy pracy jest mniej, to ludzie ją szanują. Jest więc szansa na większą efektywność.
Problemem jest, że wielu pracowników jeszcze nie zrozumiało, że sytuacja się zmienia. W niektórych zakładach wprawdzie odwołano protesty płacowe, ale ciągle w wielu trwają walki o podwyżki – zwłaszcza w sferze budżetowej.