Rynek finansowy nowej epoki

- Kryzys finansowy nie tylko wstrząsnął gospodarką Europy i Stanów Zjednoczonych, ale i zdaje się wywracać do góry nogami utrwalone kanony polityki gospodarczej – pisze eurodeputowany Dariusz Rosati, były członek Rady Polityki Pieniężnej

Publikacja: 04.12.2008 03:30

Rynek finansowy nowej epoki

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Red

Najpierw plan Paulsona i zapowiedź wyłożenia przez rząd USA 700 mld dolarów z pieniędzy podatników na wykup złych długów od głównych banków amerykańskich zaszokowały amerykańską opinię publiczną, głęboko przekonaną o wyższości wolnorynkowej gospodarki nad interwencjonizmem państwowym. Następnie plan Gordona Browna mający na celu ratowanie największych banków brytyjskich przez ich dokapitalizowanie, podchwycony natychmiast przez rządy innych państw europejskich, wywołał falę pytań o celowość i sensowność angażowania ogromnych środków publicznych w ratowanie banków i ich lekkomyślnych zarządów.

Szczególne wątpliwości budzi idea objęcia przez rządy dużych pakietów akcji poszczególnych banków, co oznacza ich częściową nacjonalizację. Niektórzy alarmują, że mamy do czynienia z powrotem socjalizmu w Europie. Są to obawy nieuzasadnione. Operacje przejęcia banków przez państwo mają charakter ograniczony, przejściowy i nie są zwiastunem żadnej rewolucji.

[srodtytul]Pieniądze idą do banków[/srodtytul]

Są to działania w istocie doraźne, mające na celu wzmocnienie kapitałowe banków, których bilanse okazały się zbyt słabe, aby udźwignąć górę nagromadzonych długów, i w ten sposób udrożnić i odblokować rynki kredytowe. Ich uzasadnieniem jest słuszne przekonanie, że alternatywa w postaci pozostawienia banków samym sobie doprowadziłaby do masowych upadłości tych instytucji oraz finansowanych przez nie przedsiębiorstw, a to z kolei spowodowałoby przewlekłą i głęboką recesję gospodarczą, z trudnymi do przewidzenia skutkami społecznymi.

W ramach operacji dokapitalizowania instytucji finansowych rząd Wielkiej Brytanii przeznaczył 50 mld funtów na zakup akcji swoich największych banków, rząd niemiecki 80 mld euro, francuski

– 40 mld euro, po kilkanaście miliardów euro wyłożą na ten cel rządy Belgii, Holandii i Hiszpanii. Do tego dochodzą zobowiązania rządowe z tytułu udzielonych gwarancji na pożyczki międzybankowe. Łączne zaangażowanie środków publicznych we wsparcie sektora bankowego w Unii Europejskiej przekracza kwotę 1,8 bln euro.

Nic dziwnego, że europejscy podatnicy czują się nieswojo. Chcieliby mieć nadzieję, że działania te pozwolą postawić banki na nogi, ale chcą mieć też pewność, że odbędzie się to jak najmniejszym kosztem i nie doprowadzi do załamania finansów publicznych.

Ryzyko jest duże. Wsparcie kapitałowe banków, które lekkomyślnie inwestowały w toksyczne papiery, może umacniać w nich pokusę nadużycia (tzw. moral hazard), czyli utrwalać skłonność do ryzykownych inwestycji w przekonaniu, że w razie czego państwo zawsze przyjdzie z pomocą. Ponadto przejęcie banków przez państwo rodzi zachętę dla polityków i urzędników do traktowania banków jako „łupu politycznego”.

[wyimek]Operacje przejmowania banków przez państwo mają charakter przejściowy i nie są zwiastunem żadnej rewolucji[/wyimek]

Może to skłaniać do upolitycznienia decyzji kredytowych i obsadzania stanowisk kierowniczych w bankach według klucza politycznego, z wielką szkodą dla kondycji banków i ich klientów. O tym, że jest to zagrożenie realne, świadczą doświadczenia banków francuskich, upaństwowionych przez prezydenta Mitterranda w 1981 roku. Jak można uniknąć tego ryzyka?

[srodtytul]Scenariusz nacjonalizacji[/srodtytul]

Przede wszystkim operacja nacjonalizacji musi mieć jasno określony cel i zakres czasowy. Przejęcie udziałów w bankach przez rząd musi mieć charakter pragmatyczny, a nie polityczny czy ideologiczny. Celem operacji ma być umożliwienie bankowi kontynuowania komercyjnej działalności kredytowej przez dokapitalizowanie i przywrócenie do niego zaufania.

Natomiast nie może być celem przejęcie banków na stałe w przekonaniu, że państwo jest lepszym właścicielem niż podmiot prywatny, a jego urzędnicy mogą sprawniej i efektywniej zarządzać bankiem niż profesjonalni menedżerowie. W całej operacji chodzi więc o zapobieżenie kryzysowi bankowemu i głębokiej recesji w sektorze realnym, a nie o zmianę ustroju gospodarczego.

Po drugie państwo, występując w charakterze właściciela „mimo woli”, powinno zachowywać się jak inwestor pasywny i powstrzymać przed ingerowaniem w bieżące zarządzanie. Eliminacja nadmiernie ryzykownych zachowań zarządów banków i rad nadzorczych, usunięcie zniekształceń spowodowanych dążeniem do krótkookresowej maksymalizacji wartości rynkowej firmy kosztem jej długofalowej kondycji, a także przywrócenie pożądanej awersji do ryzyka muszą być wynikiem systemowych zmian w sferze regulacji i nadzoru bankowego, a nie doraźnego majstrowania przy poszczególnych decyzjach kredytowych.

Znacjonalizowane banki muszą nadal działać na zasadach czysto rynkowych, komercyjnych, oczywiście według udoskonalonych reguł. Dążenie do samoograniczenia się państwa do roli inwestora pasywnego wymaga, aby w wyniku nacjonalizacji państwo obejmowało nowe emisje akcji uprzywilejowanych, które zapewniają tylko ograniczone prawo głosu, ale dają gwarancję dochodu. Jest to ważne dla demokratycznej legitymizacji tej operacji i zarazem chroni interes podatników.

Po trzecie dotychczasowi właściciele muszą w stosownym wymiarze ponieść konsekwencje braku nadzoru właścicielskiego i lekkomyślnej polityki zarządów banków. Oprócz zmniejszenia faktycznych udziałów na skutek dodatkowych emisji akcji oznacza to także wstrzymanie na kilka lat wypłat dywidendy i przekazywanie odpowiednio większych wypłat z zysku na rezerwy, w tym i na nowe rodzaje rezerw mających na celu łagodzenie cyklicznych wahań na rynkach finansowych.

[wyimek]Rynki finansowe potrzebują lepszych regulacji, dostosowanych do ich globalnego charakteru i uwzględniających innowacje[/wyimek]

Wreszcie od samego początku musi być jasne, że częściowa nacjonalizacja banków ma charakter przejściowy. Rząd musi wyraźnie zakomunikować rynkom i opinii publicznej, że odsprzeda posiadane udziały, gdy tylko sytuacja wróci do normy i bank odzyska mocną pozycję na rynku. Tak postąpiły rządy Szwecji i Finlandii, które podczas kryzysu bankowego w Skandynawii w latach 90. XX w. najpierw znacjonalizowały banki, które znalazły się w tarapatach, a po kilku latach sprywatyzowały je ponownie, sprzedając z niezłym zyskiem posiadane udziały.

[srodtytul]Państwo górą[/srodtytul]

To oczywiste, że w warunkach obecnego kryzysu rządy muszą działać szybko i w sposób innowacyjny. Jest rzeczą nieuchronną, że dotychczasowa linia demarkacyjna między interwencjonizmem państwa a mechanizmem wolnego rynku przesunie się obecnie na korzyść wzmocnionej roli państwa. Nie oznacza to jednak ani powrotu socjalizmu, ani końca kapitalizmu. Oczywiście kryzys finansowy uświadomił dosyć boleśnie, że w niektórych dziedzinach – takich jak funkcjonowanie agencji ratingowych czy działalność tzw. hedge funds – potrzeba więcej regulacji. Ale pokazał także, że nadmierna i źle adresowana ingerencja państwa, jak na przykład subsydiowanie przez rząd federalny USA kredytów hipotecznych na wielką skalę za pośrednictwem takich instytucji jak Fredzie Mac i Fannie Mae – może być źródłem bardzo groźnych zaburzeń i bąbli spekulacyjnych.

Generalnie rynki finansowe potrzebują lepszej regulacji, dostosowanej do ich globalnego charakteru i uwzględniającej rozwój innowacji finansowych, jakie leżą u podstaw nowych instrumentów, takich jak derywaty czy produkty syntetyczne. Globalne rynki pozwalają na lepszą alokację zasobów w skali międzynarodowej i dlatego były ważnym czynnikiem rozwoju gospodarki światowej w ostatnich dziesięcioleciach. Zarazem jednak są coraz bardziej podatne na spekulację, panikę i zachowania stadne. Wymaga to głębokiej reformy systemu regulacji i nadzoru. Nowe rozwiązania powinny iść w kierunku wzmocnienia nadzoru nad instytucjami finansowymi, ograniczenia ich skłonności do ryzyka i wypracowania nowych metod jego wyceny w przypadku nowych instrumentów finansowych. Należy mieć nadzieję, że podejmowane przez rządy działania sprawią, iż rynki finansowe będą efektywne, a zarazem bezpieczniejsze.

[i]Tytuł i śródtytuły od redakcji[/i]

Najpierw plan Paulsona i zapowiedź wyłożenia przez rząd USA 700 mld dolarów z pieniędzy podatników na wykup złych długów od głównych banków amerykańskich zaszokowały amerykańską opinię publiczną, głęboko przekonaną o wyższości wolnorynkowej gospodarki nad interwencjonizmem państwowym. Następnie plan Gordona Browna mający na celu ratowanie największych banków brytyjskich przez ich dokapitalizowanie, podchwycony natychmiast przez rządy innych państw europejskich, wywołał falę pytań o celowość i sensowność angażowania ogromnych środków publicznych w ratowanie banków i ich lekkomyślnych zarządów.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację