Bufet na „Titanicu” jest wciąż szeroko otwarty

- Spowolnienie jest wyraźnie odczuwalne w krajach Europy Zachodniej, nie mówiąc o zapaści w USA. Z tej perspektywy Polska wydaje się nadal oazą spokoju – pisze Jakub Bierzyński, prezes Omnicom Media Group

Publikacja: 22.12.2008 04:29

Jakub Bierzyński

Jakub Bierzyński

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Czy rzeczywiście są podstawy do obaw? Czy polski rynek jest na granicy załamania? W jakim stopniu skutki światowego kryzysu gospodarczego są widoczne w strukturze codziennych zakupów przeciętnego Polaka? Jak bardzo globalne załamanie gospodarcze widoczne jest w obrotach zwykłego osiedlowego sklepu w choćby takiej Wrześni?

Ostatnio pojawiło się nowe źródło danych o zakupach Polaków. Od ponad roku Centrum Monitorowania Rynku zbiera dane z kas fiskalnych z losowej, reprezentatywnej, ogólnopolskiej próby sklepów handlu tradycyjnego. Choć próba ta jest niezbyt liczna, a dane dotyczą jedynie sklepów tradycyjnych, to ze względu na metodologię zbierania i analizy danych badanie to wydaje się ciekawe. CMR raportuje dane transakcyjne, z kas fiskalnych, nieobarczone powszechnym problemem informacji zbieranych od producentów z hurtowni czy też opierających się na inwentaryzacji zapasów sklepowych.

Problem tego typu badań polega na rozbieżności w czasie pomiędzy sprzedażą w sieci dystrybucji a faktycznym zakupem dokonanym przez ostatecznego konsumenta. Dane zbierane z sieci dystrybucji są, po pierwsze, przesunięte w czasie co najmniej o miesiąc, po drugie, pokazują z natury rzeczy wygładzone trendy. Dane z kas fiskalnych są z tego punktu widzenia znacznie bardziej wiarygodne, bo zbierane w czasie rzeczywistym z bardzo dużą dokładnością.

[srodtytul]Imponujący wzrost[/srodtytul]

I pokazują one, że kryzys polskiego konsumenta jeszcze nie dopadł. Całkowita wartość sprzedaży w handlu tradycyjnym powszechnych dóbr konsumpcyjnych (FMCG) była w listopadzie tego roku co prawda mniejsza niż w październiku, lecz różnica pomiędzy październikiem a listopadem jest cykliczna. Co ważne, w tym roku spadek ten był znacz-nie mniejszy niż w zeszłym (10,7 proc.) i wynosił 6,7 proc.

Licząc dynamikę rozwoju rynku listopad do listopada, trend jest wyraźnie pozytywny. Wartość sprzedaży dóbr szybko zbywalnych w sklepach tradycyjnych wzrosła aż o 16,7 proc. Liczba ta jest imponująco wysoka. Nie tylko nie widać krachu na rynku powszechnych dóbr konsumpcyjnych codziennego użytku, lecz wręcz odwrotnie. Dane wskazują, że tempo wzrostu konsumpcji stale rośnie. Wartość sprzedaży dóbr łatwo zbywalnych zwiększa się systematycznie od początku prowadzenia badań, czyli od sierpnia zeszłego roku. W sierpniu wzrost ten wynosił jedynie 0,3 proc., we wrześniu 2,6 proc., w październiku 13 proc., by osiągnąć rekord w zeszłym miesiącu – 16,7 proc.

Co ciekawe, rośnie także rynek dóbr, zdawałoby się, na kryzys najbardziej podatnych, takich, jak alkohol, napoje gazowane lub gumy do żucia. Dóbr, z których zakupu stosunkowo łatwiej zrezygnować niż z chleba, mleka czy sera. Tymczasem te kategorie produktów biją rekordy. Wartość sprzedaży chipsów wzrosła o 23,3 proc., gumy do żucia o 25,2 proc., napojów niealkoholowych o 26 proc., papierosów o 22, 4 proc., a alkoholu o 12,1 proc. Dane są jednoznaczne – codzienna konsumpcja Polaków nie maleje.

Wręcz odwrotnie – rozpędza się. Mało tego, struktura wartości zakupów wyraźnie wskazuje, że kategorie bardziej luksusowe, niebędące fundamentem codziennej diety, rosną szybciej niż wartość sprzedaży produktów podstawowych. Nie jest to struktura konsumpcji społeczeństwa pogrążonego w kryzysie. Przeciwnie, dynamika konsumpcji wskazuje, że Polacy kupują więcej, i – co ważne – są skłonni znacznie więcej wydawać na dobra dające im przyjemność, niezwiązane z podstawowymi potrzebami dnia codziennego.

Tę tezę potwierdzają dane opisujące strukturę zakupów. Udział produktów żywnościowych w wartości rynku dóbr nietrwałych w polskim handlu tradycyjnym zmalał o 3 punkty procentowe. Udział żywności w wydatkach społeczeństw jest jednym z podstawowych wskaźników ich zamożności. Im mniej ludzie wydają na żywność, tym wyższy jest poziom konsumpcji danego społeczeństwa. Dane o wartości i strukturze wydatków Polaków świadczą jednoznacznie o tym, że polskie społeczeństwo konsumuje coraz więcej, model wydatków ewoluuje w stronę społeczeństw zamożnych, a trend ten z miesiąca na miesiąc nabiera tempa.

[srodtytul]Wybieramy dobra droższe[/srodtytul]

Wzrost wartości sprzedaży dóbr szybko zbywalnych może mieć trzy niezależne źródła: po pierwsze wzrost cen, czyli inflację, po drugie wzrost konsumpcji, czyli zwiększony wolumen zakupów, po trzecie wzrost wartości kupowanych dóbr, czyli zmiany preferencji konsumenckich z towarów tańszych na droższe.

Dane opisujące wielkość sprzedaży paczkowanych dóbr konsumpcyjnych: ilość opakowań razy miara wielkości opakowania (waga lub objętość), dają bardzo ciekawy obraz. Wielkość sprzedaży ogółem w sierpniu tego roku była mniejsza niż rok wcześniej, i to aż o 8,2 proc. We wrześniu wartość ta, choć nadal ujemna, była jednak istotnie mniejsza, wynosiła, bowiem 3,7 proc. Trend odwrócił się w październiku (+5,7 proc.), by rozpędzić się w listopadzie: +9,9 proc.

[wyimek]Dane o wartości i strukturze wydatków Polaków świadczą jednoznacznie, że nasze społeczeństwo konsumuje coraz więcej, w sposób coraz bliższy krajom zamożnym [/wyimek]

Podobny trend odnotowany został w liczbie transakcji. Wartości te wyglądają następująco: sierpień: -11 proc., wrzesień: -3, 5 proc., październik +4, 4 proc. i listopad, znów rekord, 6,1 proc. wzrostu liczby transakcji w sklepach handlu tradycyjnego. Co ciekawe, wskaźniki te pokrywają się ze wzrostem liczby transakcji. Stosunkowo bardziej skłonni do zakupów Polacy wydali na dobra konsumpcyjne znacznie więcej w listopadzie tego roku niż roku temu. Aż o 16,7 proc. więcej. Jeszcze więcej byli skłonni wydać na produkty dostarczające im radości. Większość z nich była w stanie zaspokoić podstawowe potrzeby.

Wydatki na dobra nie pierwszego wyboru rosły znacznie szybciej niż na produkty konieczne do życia, takie jak masło, mleko czy chleb. Według komunikatu GUS inflacja roczna w listopadzie (listopad 2008 do listopada 2007) wyniosła 3,7 proc.. Oznacza to, że 16,7 proc. wzrostu wartości sprzedaży można podzielić na 3,7 proc. przeciętnego wzrostu cen, 6,1 proc. liczby transakcji i 9,9 proc. wielkości konsumpcji dóbr szybko zbywalnych zakupionych w handlu tradycyjnym.

[srodtytul]Efekt wyższej półki[/srodtytul]

Z danych przytoczonych powyżej wynika, że przeciętny Polak był na zakupach w listopadzie o 6 proc. częściej, kupując o blisko 4 proc. więcej dóbr codziennego użytku. Przeciętny konsument sklepów tradycyjnych, czyli takich, które w największym stopniu zaspokajają nasze codzienne, drobne potrzeby, wybierał dobra zdecydowanie droższe niż rok temu. Wzrost wartości produktów wkładanych do przeciętnego koszyka, po uwzględnieniu inflacji i wielkości zakupów, czyli wynikający jedynie ze zmiany kupowanego asortymentu (efekt wyższej półki), wynosił 3,1 proc. Jest to wartość bliska wartości inflacji. Biorąc miarę makroekonomiczną – wartość wysoka.

[wyimek]To od poziomu optymizmu będzie zależeć przyszłoroczny poziom konsumpcji Polaków, a w efekcie – dynamika sprzedaży i wzrost rynku[/wyimek]

Od dłuższego czasu ekonomiści biją na alarm. Produkcja przemysłowa w listopadzie zmalała rok do roku o 8,9 proc. Sektor finansowy wyraźnie sygnalizuje spowolnienie wzrostu rynku kredytów konsumpcyjnych. Kurczenie się fundamentów gospodarki – obniżenie sprzedaży przemysłu oraz usług i co za tym idzie rentowności przedsiębiorstw – prędzej czy później doprowadzi do ograniczenia wzrostu, a w dalszej perspektywie do redukcji siły nabywczej polskiego konsumenta i zwiększania bezrobocia. Na razie bufet na „Titanicu” jest szeroko otwarty. Efekty kryzysu, po raz pierwszy odczuwalne w listopadzie (spadek produkcji przemysłowej), przełożą się na zahamowanie wzrostu płac, spadek zatrudnienia, a w efekcie na pesymizm konsumentów i ograniczoną skłonność do zakupów, dopiero za parę miesięcy.

Na razie popyt krajowy rośnie siłą bezwładności. Nie ma wątpliwości – rosnąca sprzedaż producentów dóbr konsumpcyjnych, wysokie obroty handlowców i suto zastawione stoły konsumentów mogą oznaczać tylko jedno – dostatnie i radosne Boże Narodzenie. Ciemne chmury produkcji przemysłowej zbierają się jeszcze stosunkowo daleko na horyzoncie. Wiadomo, że branże w największym stopniu wrażliwe na dekoniunkturę, jak budownictwo (załamanie się rynku kredytów hipotecznych) lub produkcja przemysłowa na eksport (kryzys wśród naszych głównych partnerów handlowych), ucierpią. Na szczęście popyt krajowy, czyli konsumpcja Polaków, nadal dynamicznie rośnie.

Z dużym stopniem pewności mogę życzyć wszystkim czytelnikom „Rzeczpospolitej” i moich felietonów, niezależnie od tego, czy są udziałowcami, menedżerami, pracownikami firm czy przeciętnymi klientami osiedlowych sklepów, spokojnych i dostatnich świąt. Bez wątpienia te życzenia dla zdecydowanej większości z nas się spełnią.

Z większą dozą niepewności życzę wszystkim dobrego nowego roku. Życzę przede wszystkim optymizmu. Będzie nam wszystkim bardzo potrzebny. To od poziomu optymizmu będzie zależał poziom konsumpcji polskiego konsumenta, w efekcie dynamika sprzedaży i wzrost rynku. Na razie mamy wszelkie powody do radości. Wznoszę noworoczny toast za optymizm polskiego konsumenta.

Czy rzeczywiście są podstawy do obaw? Czy polski rynek jest na granicy załamania? W jakim stopniu skutki światowego kryzysu gospodarczego są widoczne w strukturze codziennych zakupów przeciętnego Polaka? Jak bardzo globalne załamanie gospodarcze widoczne jest w obrotach zwykłego osiedlowego sklepu w choćby takiej Wrześni?

Ostatnio pojawiło się nowe źródło danych o zakupach Polaków. Od ponad roku Centrum Monitorowania Rynku zbiera dane z kas fiskalnych z losowej, reprezentatywnej, ogólnopolskiej próby sklepów handlu tradycyjnego. Choć próba ta jest niezbyt liczna, a dane dotyczą jedynie sklepów tradycyjnych, to ze względu na metodologię zbierania i analizy danych badanie to wydaje się ciekawe. CMR raportuje dane transakcyjne, z kas fiskalnych, nieobarczone powszechnym problemem informacji zbieranych od producentów z hurtowni czy też opierających się na inwentaryzacji zapasów sklepowych.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację