Po co wciskać gaz dziś, skoro jutro trzeba będzie hamować

- Wyższy deficyt teraz to też wyższe prawdopodobieństwo konieczności ograniczania go w przyszłym roku – pisze Andrzej Rzońca, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju

Publikacja: 29.01.2009 03:03

Po co wciskać gaz dziś, skoro jutro trzeba będzie hamować

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

Bieżący rok będzie pierwszym od półwiecza, w którym gospodarki krajów wysoko rozwiniętych się skurczą. W Unii Europejskiej spadek PKB dotknie co najmniej 18 krajów. Zawirowania na światowych rynkach odbiły się również na polskiej gospodarce. Wyhamowanie dynamiki PKB z 5 do 2 proc., a może i mniej, jest bolesne, ale to nadal o 4 pkt proc. wyższa dynamika niż przeciętnie w UE.

Wraz z rozlewaniem się skutków zaburzeń na rynkach finansowych na kolejne gospodarki coraz głośniejsze stają się postulaty jej pobudzenia poprzez zwiększenie deficytu budżetu. Tę kurację jako pierwsze zastosowały Irlandia i Hiszpania, które najszybciej zostały wepchnięte w recesję. Już w ubiegłym roku zwiększono tam deficyt odpowiednio o prawie 6 i niemal 4 proc. PKB, ale nie przyniosło to pożądanych skutków. Najbardziej widocznym rezultatem jest szybki wzrost długu publicznego w tych krajach, a w efekcie obniżenie (w przypadku Irlandii zapowiedź obniżenia) ocen ich wypłacalności i wzrost kosztu, po którym mogą one zaciągać kolejne długi. Dołączyły do nich duże gospodarki, których wysokie potrzeby pożyczkowe wypychają z międzynarodowych rynków kredytowych inne kraje. Np. nowy prezydent Stanów Zjednoczonych zapowiedział program stymulacji fiskalnej o wartości 875 mld dolarów, choć i bez tego programu deficyt w USA w roku fiskalnym 2009 miał być najwyższy od końca drugiej wojny światowej i wynieść 1,2 bln dolarów.

[wyimek]Kraje, które w reakcji na poważny spadek aktywności gospodarczej zwiększały deficyt, wcale nie wychodziły na tym lepiej od tych, które stawiały na dyscyplinę fiskalną [/wyimek]

Problemy z pozyskaniem taniego finansowania długu zniechęcają nawet kraje rozwinięte o wysokim wyjściowo poziomie długu publicznego do zwiększania deficytu. Włochy, które wzorem innych państw zapowiedziały pakiet fiskalnego pobudzania o wartości 80 mld euro, w rzeczywistości planują przeznaczyć na ten cel 5 mld euro.

Ale w naprawdę trudnej sytuacji są rynki wschodzące, do których należy Polska. W ich przypadku ekspansja fiskalna mogłaby podbić koszt, po którym zaciągają długi do prohibicyjnie wysokiego poziomu. Premia za ryzyko, które muszą rekompensować inwestorom, rośnie, nawet jeśli – tak jak Polska – trzymają deficyt w ryzach. Co gorsza, inwestorzy są skłonni pożyczać im pieniądze na znacznie krótszy czas niż w przeszłości. W efekcie, w tym roku będą musieli spłacić nie tylko długi zaciągnięte kilka lat temu, ale i znaczną część długów zaciągniętych w 2009 r. Już teraz długi rynków wschodzących do spłacenia w 2009 r. szacuje się na rekordową sumę 7 bln dolarów.

Skoro trudno nam będzie pozyskać nabywców obligacji za granicą, będą je nabywały polskie banki. W efekcie, nasilą się trudności firm w dostępie do kredytu, które się pojawiły w trzecim kwartale i są jednym z podstawowych źródeł spowolnienia w naszym kraju. Banki w niepewnych czasach chętniej pożyczą pieniądze rządowi niż jakiejkolwiek firmie.

[srodtytul]Prawne ograniczenie[/srodtytul]

Zwiększenie deficytu nie usunie też innych źródeł spowolnienia gospodarki. Ani nie podniesie popytu na polskie dobra za granicą, ani nie skłoni międzynarodowych koncernów do otwierania nowych fabryk w naszym kraju lub zwiększania mocy wytwórczych już istniejących zakładów.

Zwiększenie deficytu nie musi też zapobiec pojawieniu się nowego źródła spowolnienia, tj. niechęci ludzi do robienia zakupów w trudnych czasach. Ludzie nie są obojętni wobec stanu finansów publicznych, jeśli może on mieć znaczenie dla dochodu do ich dyspozycji w perspektywie, do której przywiązują wagę. Wraz ze wzrostem długu publicznego będzie rosła wśród ludzi świadomość, że wkrótce przyjdzie im za ten dług zapłacić. Mogą ograniczyć własne wydatki, jeżeli uznają, że ich wcześniejsze oczekiwania odnośnie ścieżki wydatków państwa i łącznych ciężarów podatkowych były błędne.

Ale nawet przy zdrowych finansach publicznych i niskim fiskalizmie w punkcie startu zwiększenie deficytu mogłoby zawieść. Stałoby się tak, gdyby przyczyną słabnięcia prywatnego popytu były nie problemy ludzi ze sfinansowaniem wydatków, ale ich wyczekiwanie na rozwój wypadków. Jeśli ktoś sądzi, że wkrótce będzie wiadomo, kiedy światowy kryzys się skończy oraz jak i kogo dotknie (a w efekcie znikną powody do wstrzymywania wydatków przez konsumentów), jest niepoprawnym optymistą.

Na tym jednak nie koniec. Nawet gdyby łatwo można było pozyskać za granicą nabywców polskich obligacji, a zwiększenie deficytu mogło ograniczyć głębokość spowolnienia, nie mielibyśmy możliwości istotnego zwiększenia deficytu. Ten, kto twierdzi inaczej, nie zna ustawy o finansach publicznych. Nawet jeśli deficyt budżetu zostanie w tym roku utrzymany na poziomie 18 mld, możemy przekroczyć pierwszy próg ostrożnościowy określony w tej ustawie, bo wysokie deficyty pojawią się w budżetach samorządów i funduszy pozabudżetowych.

Ze styczniowej informacji z regionalnych izb obrachunkowych wynika, że zamiast przewidywanej przez rząd nadwyżki w budżetach samorządów pojawi się deficyt w wysokości około 1 proc. PKB. Rzeczywistość może być jeszcze gorsza, bo wiele samorządów przy prognozie dochodów z PIT i CIT posłużyło się przewidywaniami Ministerstwa Finansów.

[srodtytul]Co się opłaca[/srodtytul]

Jeszcze gorzej niż finanse samorządów mogą wyglądać finanse funduszy pozabudżetowych. Z jednej strony czerpią one dochody głównie z różnego rodzaju składek, które zależą od funduszu płac wrażliwego na wahania koniunktury. Nie ma szans, aby płace w tym roku wzrosły o 7 proc., a zatrudnienie o 2 proc., jak założył rząd. Z drugiej strony ich wydatki są całkowicie sztywne, tj. pozostające poza ich wpływem, a jednocześnie wrażliwe na zmiany koniunktury (np. wydatki na zasiłki dla bezrobotnych).

W przypadku przekroczenia przez dług publiczny pierwszego progu ostrożnościowego prawo nakłada ograniczenia na deficyty w budżetach samorządów oraz zabrania zwiększania relacji deficytu budżetu do jego dochodów. Ponieważ w okresie spowolnienia obniża się relacja dochodów budżetu do PKB (spadają dochody np. z CIT, bo płaci się go od zysków, a o te w okresie spowolnienia trudno; rośnie liczba osób i firm unikających podatków lub niebędących w stanie ich zapłacić itp.), oznacza to w praktyce konieczność redukcji deficytu w relacji do PKB. Tak więc każde zwiększenie deficytu w tym roku podnosiłoby prawdopodobieństwo, że już w przyszłym roku będziemy musieli go ograniczać. Po co dzisiaj wciskać gaz (szczególnie gdy brakuje dopływu paliwa), skoro jutro trzeba będzie ostro hamować?

Na koniec trochę optymistyczniej. Wedle danych zebranych przez MFW dla 41 krajów w latach 1970 – 2007 te kraje, które w reakcji na poważny spadek aktywności gospodarczej zwiększały deficyt, wcale nie wychodziły na tym lepiej niż te, które w podobnych warunkach wzmacniały dyscyplinę w finansach publicznych. Tempo wzrostu PKB wyniosło w tej pierwszej grupie krajów 3,6 proc. rok po końcu załamania i 3,1 proc. w ciągu trzech kolejnych lat, podczas gdy w tej drugiej grupie odpowiednio, 4,2 i 3,4 proc. Brak możliwości zwiększenia deficytu może więc wyjść nam na zdrowie nawet w krótkim okresie.

Bieżący rok będzie pierwszym od półwiecza, w którym gospodarki krajów wysoko rozwiniętych się skurczą. W Unii Europejskiej spadek PKB dotknie co najmniej 18 krajów. Zawirowania na światowych rynkach odbiły się również na polskiej gospodarce. Wyhamowanie dynamiki PKB z 5 do 2 proc., a może i mniej, jest bolesne, ale to nadal o 4 pkt proc. wyższa dynamika niż przeciętnie w UE.

Wraz z rozlewaniem się skutków zaburzeń na rynkach finansowych na kolejne gospodarki coraz głośniejsze stają się postulaty jej pobudzenia poprzez zwiększenie deficytu budżetu. Tę kurację jako pierwsze zastosowały Irlandia i Hiszpania, które najszybciej zostały wepchnięte w recesję. Już w ubiegłym roku zwiększono tam deficyt odpowiednio o prawie 6 i niemal 4 proc. PKB, ale nie przyniosło to pożądanych skutków. Najbardziej widocznym rezultatem jest szybki wzrost długu publicznego w tych krajach, a w efekcie obniżenie (w przypadku Irlandii zapowiedź obniżenia) ocen ich wypłacalności i wzrost kosztu, po którym mogą one zaciągać kolejne długi. Dołączyły do nich duże gospodarki, których wysokie potrzeby pożyczkowe wypychają z międzynarodowych rynków kredytowych inne kraje. Np. nowy prezydent Stanów Zjednoczonych zapowiedział program stymulacji fiskalnej o wartości 875 mld dolarów, choć i bez tego programu deficyt w USA w roku fiskalnym 2009 miał być najwyższy od końca drugiej wojny światowej i wynieść 1,2 bln dolarów.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację