Nerwowe pokrzykiwania opozycji, która domaga się głowy ministra finansów, katastrofalnie świadczą o merytorycznych kwalifikacjach polityków, którzy wspierając się gazetowymi dywagacjami na temat stanu finansów publicznych, snują wizję nieuchronnej katastrofy.
Ale żadnej katastrofy nie ma i nie będzie. Jest za to sytuacja nadzwyczajna, nie pierwsza i nie ostatnia w historii naszych finansów publicznych, która potwierdza ich kompletną nieodporność na dekoniunkturę. Większość szacunków wskazuje, że 1 pkt proc. spadku dynamiki PKB przekłada się na 1,2 pkt proc. wzrostu deficytu sektora finansów. To najprawdopodobniej rekord w skali UE. Większość starych członków Unii ma ten wskaźnik elastyczności na poziomie 0,3 – 0,4, a w przypadku nowych krajów spadek PKB o 1 pkt proc. pociąga za sobą wzrost deficytu sektora o 0,6 – 0,7 pkt.
Jako kraj jesteśmy mistrzami świata w generowaniu nowych wydatków budżetu bez względu na sytuację po stronie dochodowej. Dzieje się tak za sprawą nieusuwalnej od lat przerażającej liczby ok. 88 pozycji automatycznie indeksowanych wydatków. Udział wydatków zdeterminowanych (liczonych łącznie) sięga 73 proc. wydatków budżetu. O jakiej w tej sytuacji antycyklicznej polityce fiskalnej może w ogóle być mowa? To jakieś żarty. Nasza polityka jest procykliczna od lat.
Kiedy któryś z polityków z dumą wspomina czasy, gdy 7-proc. dynamice PKB odpowiadał zaledwie 2-proc. deficyt, to średnio wykształconego ekonomistę pusty śmiech ogarnia. A to dlatego, że przy takim wzroście w budżecie każdego kraju o normalnej strukturze wydatków publicznych pojawia się 3-proc. nadwyżka. I to dopiero stwarza przestrzeń do prowadzenia antycyklicznej polityki fiskalnej. Nam tej przestrzeni brakuje.
Dlatego każdy minister finansów zderzający się z cyklem koniunkturalnym staje w sytuacji nie do pozazdroszczenia. I musi sobie z nią poradzić. Jacek Rostowski będzie musiał zablokować wydatki na kwotę ok. 19 mld zł, co już zapowiedział. Będzie też musiał coś zrobić z brakującymi mu jeszcze ok. 18 mld zł. Bo łączny ubytek dochodów krajowych przekroczy 37 mld zł. I to jest jasne dla każdego ekonomisty zajmującego się finansami publicznymi.