Każde euro ma dwie strony

Choć wszyscy istotni partnerzy handlowi naszego kraju mają poważne kłopoty gospodarcze, nasi eksporterzy jednak nie bankrutują. Nie jest to zasługa sprawnego marketingu, lecz słabnącego złotego.

Publikacja: 12.06.2009 22:02

Wprawdzie – licząc w euro – dotąd sprzedaliśmy za granicę towary o wartości mniejszej niż przed rokiem o ponad 20 procent, ale liczone w złotych przychody spadły tylko o kilka.

Czy powinniśmy więc podziękować byłym rządom, że nie spieszyły się do eurolandu? Czy powinniśmy przestać myśleć o euro i cieszyć się z korzyści, jakie polskim firmom przynosi słaby złoty? Nie, bo choć korzyści z eksportu możemy liczyć na kilkadziesiąt miliardów złotych w skali roku, to straty będą wyższe. Bilans handlu mamy ujemny. A to oznacza, że zyski eksporterów, wypracowane dzięki słabemu złotemu, są mniejsze niż straty ponoszone przez importerów i konsumentów.

Negatywne skutki słabnącego złotego i rosnących kosztów importu nie są widowiskowe. Nie powodują bankructw firm. To konsumenci, czyli my, płacą za drogie euro na stacjach benzynowych, kupując droższe zagraniczne owoce czy samochody.

Ale słaby złoty w czasach kryzysu to przede wszystkim ryzyko wahań kursowych. Międzynarodowy Fundusz Walutowy obiecał nam co prawda 20 miliardów dolarów pomocy, ale nie oznacza to, że złoty będzie oazą stabilności. Przeciwnie, wciąż jest narażony na silne wahania.

Polska będzie mieć zatem kłopot z pozyskaniem kapitału. Nikt rozsądny nie kupi przecież polskich akcji czy obligacji na długi okres, jeżeli – co bardzo prawdopodobne – ich wartość po przeliczeniu na euro czy dolary w ciągu dnia czy dwóch może spaść o kilka procent. To dlatego potrzebne jest euro albo przynajmniej perspektywa na związanie z nim złotego.

Od paru tygodni wiadomo, że wszystko, co rząd mówił o terminach przyjęcia euro, jest już nieaktualne. Nie spełniamy podstawowych warunków makroekonomicznych, a nikt ich dla nas nie zmieni. Dlatego dziś naszej gospodarce, a także zachodnim inwestorom, potrzebna jest nowa rządowa strategia wobec wspólnej waluty. Nie można budować przyszłości gospodarki na handlu przygranicznym i pomysłowości eksporterów.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/jablonski/2009/06/12/kazde-euro-ma-dwie-strony/]blog.rp.pl/jablonski[/link]

Wprawdzie – licząc w euro – dotąd sprzedaliśmy za granicę towary o wartości mniejszej niż przed rokiem o ponad 20 procent, ale liczone w złotych przychody spadły tylko o kilka.

Czy powinniśmy więc podziękować byłym rządom, że nie spieszyły się do eurolandu? Czy powinniśmy przestać myśleć o euro i cieszyć się z korzyści, jakie polskim firmom przynosi słaby złoty? Nie, bo choć korzyści z eksportu możemy liczyć na kilkadziesiąt miliardów złotych w skali roku, to straty będą wyższe. Bilans handlu mamy ujemny. A to oznacza, że zyski eksporterów, wypracowane dzięki słabemu złotemu, są mniejsze niż straty ponoszone przez importerów i konsumentów.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację