Buffett, którego holding Berkshire Hathaway obok inwestycji zajmuje się ubezpieczeniami, zdradził, że brytyjski Barclays, który chciał we wrześniu 2008 r. kupić upadającego Lehmana, kontaktował się z nim w sprawie ubezpieczenia aktywów nowojorskiego giganta. Jednak gdy Buffett poprosił o przesłanie więcej informacji faksem, nigdy się na nie doczekał. Zawiniła nieznajomość techniki. Bo jak się okazało, prezes Barclaysa Robert Diamond pozostawił wiadomość na poczcie głosowej komórki Buffetta. Tyle że miliarder nie wiedział, jak się ją odsłuchuje. I do Diamonda nie oddzwonił.
Kulisy tej sprawy Buffett zdradził przy okazji wtorkowego forum organizowanego w Carlsbad w Kalifornii przez magazyn "Fortune". Wśród amerykańskich komentatorów natychmiast pojawiły się sugestie, że gdyby Buffett porozmawiał z Diamondem, Lehman by nie upadł i cały kryzys byłby znacznie łagodniejszy.
[srodtytul] Tylko czy tak mogło być w istocie? Wątpliwe[/srodtytul]
Jak trafnie wskazuje część obserwatorów, gdyby inwestor sądził, że na ubezpieczaniu aktywów Lehmana da się zarobić, sam skontaktowałby się z Diamondem. Tak samo gdyby Diamond oceniał szansę zawarcia umowy z Buffettem jako realną, to nie poprzestałby na jednym nagraniu na pocztę, tylko próbowałby kolejny raz złapać kontakt z "wyrocznią z Omahy". Zwłaszcza że w feralny drugi weekend września zeszłego roku telefony dzwoniły bez przerwy.
Szef Lehmana Richard Fuld usilnie próbował skontaktować się z Kenem Lewisem, prezesem Bank of America. Przez amerykańskie władze finansowe obdzwaniani byli szefowie innych banków oraz funduszy inwestycyjnych, które potencjalnie miały odkupić aktywa Lehmana. Gorące linie były między USA i Londynem, gdzie decydowano, czy Barclays ma składać ofertę. Buffett tymczasem wie, jak wybierać inwestycje, i najprawdopodobniej był bardzo zadowolony z faktu, że nie musi rozmawiać z Diamondem i odprawiać go z kwitkiem.