Prezes w kratę

Angela Ahrendts. Kieruje luksusową brytyjską marką Burberry, która ostatnio zaczyna poprawiać wyniki

Publikacja: 15.10.2009 04:04

Za rządów Angeli Ahrendts przychody Burberry skoczyły o 40, a zyski o 30 proc. Liczba sklepów niemal

Za rządów Angeli Ahrendts przychody Burberry skoczyły o 40, a zyski o 30 proc. Liczba sklepów niemal się podwoiła

Foto: AFP

Pani prezes ma 49 lat, jest mężatką z trójką dzieci. Dopiero dzięki posadzie w Burberry stała się znana na całym świecie – regularnie trafia na listy najbardziej wpływowych kobiet biznesu magazynów „Forbes” czy „Fortune”.

Gdy zaczynała kierować Burberry w czerwcu 2006 r., rozlegały się pytania, dlaczego marką o 150-letniej tradycji musi kierować Amerykanka. Nie tylko w W. Brytanii Burberry to prawdziwy symbol. Zwłaszcza płaszcze, które dziś kosztują minimum 800 euro, a w czasie I wojny światowej zostały zaprojektowane dla brytyjskiego wojska.

Kryzys dosięgnął jednak i tej marki, choć ogłoszony wczoraj raport napawa optymizmem. W II kwartale przychody wyniosły 343 mln funtów, o 5 proc. więcej niż rok temu, a od początku roku wzrosły o 6 proc. do 572 mln.

Angela Ahrendts wychowywała się w New Palestine w stanie Indiana jako trzecia z szóstki rodzeństwa. Jako córka byłej modelki dorastała w otoczeniu kolorowych magazynów, projektując pierwsze kolekcje dla swoich lalek.

W 1981 r. skończyła marketing na Ball State University. Dzień po odebraniu dyplomu przeniosła się do Nowego Jorku. O jej pierwszych doświadczeniach zawodowych wiele nie wiadomo – tylko tyle, że zaczynała w branży handlowej.

Kariera nabrała rozpędu, gdy w latach 80. zaczęła pracę w renomowanej firmie Donna Karan. – Tam nauczyłam się właściwie wszystkiego – wspominała.

– Potrafi na kolekcję patrzeć zarówno jako artystka, jak i bizneswoman, co w tym biznesie jest cechą idealną – mówiła o niej Donna Karan.

Ahrendts konsekwentnie awansowała i 1989 r. została prezesem. Po kilku latach jednak odeszła. W latach 1996 – 1998 pracowała w firmie Henri Bendel, znanej głównie z produkcji torebek i biżuterii. Ruch był zastanawiający – nie dość, że przeszła na stanowisko wiceprezesa, to jeszcze do o wiele mniej znanej firmy. Ale nigdy później o tym nie mówiła. Zaraz potem przeszła do już dużej korporacji Liz Claiborne, gdzie została wiceprezesem. Rozwinęła portfolio marek z dziesięciu do ponad 40, a szczególnie dumna jest ze stworzonej przez siebie Juicy Couture, wartej już ok. 500 mln dol. – Praca z nią była niesłychanie stresująca, ale ona sama zachowywała się bardzo w porządku – wspominał Glenn McMahon, który pracował z nią dla Donny Karan i w Liz Claiborne.

W 2006 r. dostała propozycję z Burberry – miała zastąpić legendarną Rose Marie Bravo. Zgodziła się, choć wiązało się to z przeprowadzką do Londynu. Nie bez znaczenia były pieniądze – pensja podstawowa 1,3 mln dol. i wiele dodatków, np. 25 tys. dol. na odzież. Zaczęła od likwidacji części asortymentu i postawiła na agresywną ekspansję.

Pani prezes ma 49 lat, jest mężatką z trójką dzieci. Dopiero dzięki posadzie w Burberry stała się znana na całym świecie – regularnie trafia na listy najbardziej wpływowych kobiet biznesu magazynów „Forbes” czy „Fortune”.

Gdy zaczynała kierować Burberry w czerwcu 2006 r., rozlegały się pytania, dlaczego marką o 150-letniej tradycji musi kierować Amerykanka. Nie tylko w W. Brytanii Burberry to prawdziwy symbol. Zwłaszcza płaszcze, które dziś kosztują minimum 800 euro, a w czasie I wojny światowej zostały zaprojektowane dla brytyjskiego wojska.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację