W 2003 roku Sławomir Sikora wszedł do elitarnego klubu tworzonego przez menedżerów zarządzających spółkami należącymi do amerykańskiego giganta Citi. Z prezesa jednego z najmniejszych banków w Polsce, czyli AmerBanku (dziś nazywa się DZ Bank) stał się jednym z najważniejszych menedżerów na rynku finansowym, szefem Banku Handlowego.
Sławomir Sikora pracuje w finansach od 20 lat. Chyba nie ma osoby na tym rynku, która by go nie znała albo nie wiedziała, kim on jest. Od 1989 r. do 1994 r. pracował w Ministerstwie Finansów. Najpierw jako członek zespołu doradców wicepremiera i ministra finansów Leszka Balcerowicza, a od 1990 r. jako dyrektor Departamentu Systemu Bankowego i Instytucji Finansowych. W resorcie zajmował się m.in. problematyką restrukturyzacji banków, był współautorem programu restrukturyzacji przedsiębiorstw i banków.
Później, od 1994 r. przez siedem lat był wiceprezesem Powszechnego Banku Kredytowego. Odszedł, gdy PBK połączył się z BPH. W październiku 2001 r. zaczął kierować AmerBankiem. Wtedy też się okazało, że w prawie połowie portfel kredytowy składa się z kredytów nieregularnych. AmerBank zaczął przynosić straty. Sikorze udało się przeprowadzić restrukturyzację spółki.
Gdy przychodził do Banku Handlowego, jego koledzy z branży mówili, że nie będzie miał tam wiele do powiedzenia, bo bankiem rządzą obcokrajowcy. Po niecałych dwóch latach Sikora został menedżerem nadzorującym wszystkie operacje Citigroup w Polsce. Wcześniej funkcję tę zawsze sprawował obcokrajowiec. Natomiast pod koniec 2005 r. został członkiem Citigroup Management Committee – forum, na którym omawiane są strategiczne dla Citi kwestie.
Mimo to dziś nadal wielu finansistów twierdzi, że to Amerykanie wciąż podejmują niektóre kluczowe decyzje dotyczące Banku Handlowego (ale w zarządzie banku, w przeciwieństwie do zarządów wielu konkurentów Handlowego, nie ma żadnego obcokrajowca). Dodają od razu, że dla banku lepiej by było, gdyby zostawili Sikorze całkowicie wolną rękę.