Komentarz. Jabłoński: Socjalizm dla emerytów

Żyli tyle lat w socjalistycznej urawniłowce, często pewnie tęsknią do tamtych czasów, więc dlaczego dziś ich emerytury nie są tej samej wysokości?

Publikacja: 25.08.2010 23:30

Taka myśl przeszła pewnie przez głowę komuś w rządzie Donalda Tuska i premier przedstawił wczoraj odpowiedni projekt. Przez najbliższe trzy lata emerytury mają być podwyższane nie – jak było dotychczas – w zależności od jednego wspólnego dla wszystkich wskaźnika waloryzacji, ale o równą kwotę. Czyli bez względu na to, czy emeryt otrzymuje dziś tysiąc czy 4 tysiące złotych miesięcznie, dostanie te same kilkadziesiąt złotych podwyżki.

Dla najuboższych oznacza to znaczący wzrost emerytur, ale dla lepiej uposażonych to realne pogorszenie ich sytuacji. W ciągu trzech lat, podczas których miałyby obowiązywać te zasady, świadczenia części emerytów zmniejszą się relatywnie o parę procent.

Z punktu widzenia rządu ta operacja ma same zalety.

Może przynieść popularność, bo poszkodowanych będzie znacznie mniej niż tych, którzy zyskają. Pomysł poprze koalicyjne PSL, bo zmiana będzie korzystna dla otrzymujących emerytury rolnicze.

Także opozycja – tak chętnie podkreślające swoją społeczną wrażliwość PiS i SLD – nie będzie mogła odmówić poparcia inicjatywy, dzięki której zyskają najbiedniejsi.

Ale czy tak powinna wyglądać reforma emerytur? Czy należy prowadzić ją zgodnie z populistyczną zasadą, że trzeba zabrać bogatszym, by dać biedniejszym? W trudnym dla finansów publicznych czasie waloryzacja powinna zależeć wyłącznie od wskaźnika inflacji, a nie również od wzrostu płac w gospodarce. Gdy państwo oszczędza, nikt, kto jest na jego garnuszku, nie powinien być faworyzowany. Zresztą sytuacja polskich finansów nie jest aż tak tragiczna, by część zwykłych emerytur miała tracić realną wartość – a do tego sprowadza się najnowszy pomysł rządu.

Można się tylko cieszyć, że nowe zasady nie będą obowiązywać wiecznie. I z tego, że populistycznej propozycji premiera Tuska towarzyszyła mająca znacznie ważniejsze pozytywne skutki deklaracja, iż system funduszy emerytalnych nie zostanie zdemontowany. Ci, którzy w funduszach odkładają swoje pieniądze na starość, mają szansę na emerytury, których wysokość będzie uzależniona tylko od ich wkładu, a nie od decyzji polityków, gotowych zmniejszyć im świadczenia z okazji kolejnej kampanii wyborczej.

Taka myśl przeszła pewnie przez głowę komuś w rządzie Donalda Tuska i premier przedstawił wczoraj odpowiedni projekt. Przez najbliższe trzy lata emerytury mają być podwyższane nie – jak było dotychczas – w zależności od jednego wspólnego dla wszystkich wskaźnika waloryzacji, ale o równą kwotę. Czyli bez względu na to, czy emeryt otrzymuje dziś tysiąc czy 4 tysiące złotych miesięcznie, dostanie te same kilkadziesiąt złotych podwyżki.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację