Rośnie bańka społecznościowa

Inwestycyjne bańki spekulacyjne są codziennością rynku kapitałowego. Najnowsza dotyczy modnych ostatnio mediów społecznościowych

Publikacja: 31.01.2011 02:17

Doświadczeni inwestorzy na pewno pamiętają internetową bańkę z końca XX wieku. Miliony dolarów inwestowano w firmy, które poza nazwą, pomysłem na działanie oraz zespołem zatrudnionych w nich ludzi nie miały nic. Trudno było policzyć jakiekolwiek wskaźniki finansowe czy giełdowe, bo wiele z tych spółek nie generowało przychodów. Na siłę wymyślano więc nowe, takie jak czas, na jaki wystarczy firmie zebrana od inwestorów gotówka, czy też kapitalizacja przypadająca na pracownika.

Bańka internetowa pękła z hukiem, ale nim do tego doszło, przeniosła się na nasz rynek i nagle wszystkie spółki giełdowe, które miały lub zapowiadały, że będą miały cokolwiek wspólnego z Internetem, drożały w szalonym tempie. Rynek po inwestycyjnym szaleństwie długo dochodził do siebie. Odrobiono jednak lekcję – Internet jest wspaniały, ale musi na siebie zarabiać.

Lekcja sprzed dekady owocuje dziś tym, że modne ostatnio spółki określane jako social media nie spieszą się na giełdę. W ubiegłym tygodniu działający od dziewięciu lat LinkedIn jako pierwszy szerzej znany portal społecznościowy zapowiedział publiczną ofertę, w której chce pozyskać 175 mln dolarów. Nie ujawnił jednak, jaki procent kapitału za te pieniądze oferuje. Wiadomo natomiast, że po trzech kwartałach 2010 r. miał 161 mln dol. przychodów i 10 mln dol. zysku netto.

W prywatnych pozagiełdowych transakcjach portal wyceniany jest na 2,5 mld dol.

Jednak nie LinkedIn, ale Facebook jest główną spekulacyjną grzanką. Bank inwestycyjny Goldman Sachs, kupując dla klientów jego akcje, w transakcji wycenił firmę mającą po trzech kwartałach 2010 r. 1,2 mld dol. przychodów na 50 mld dol. W pozagiełdowych transakcjach zawieranych w połowie stycznia wyceny dochodziły do 70 mld dol.

Facebook nieprędko trafi na giełdę. Za to wśród ludzi związanych z rynkiem kapitałowym zaczęła kiełkować myśl, że chyba coś jest nie tak z wyceną tego portalu. Świat dowiedział się o tym, gdy w ubiegłym tygodniu Bloomberg opublikował wyniki ankiety przeprowadzonej wśród rynkowych profesjonalistów. Otrzeźwienie cieszy i daje szansę, że na bańce social media nie stracą wszyscy.

Autor jest publicystą ekonomicznym

Doświadczeni inwestorzy na pewno pamiętają internetową bańkę z końca XX wieku. Miliony dolarów inwestowano w firmy, które poza nazwą, pomysłem na działanie oraz zespołem zatrudnionych w nich ludzi nie miały nic. Trudno było policzyć jakiekolwiek wskaźniki finansowe czy giełdowe, bo wiele z tych spółek nie generowało przychodów. Na siłę wymyślano więc nowe, takie jak czas, na jaki wystarczy firmie zebrana od inwestorów gotówka, czy też kapitalizacja przypadająca na pracownika.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: A więc wojna. Donald Trump zadaje cios Europie
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Wojtyna: Uważajmy! Nowy prezydent wskaże nowego prezesa NBP
Opinie Ekonomiczne
Mikołaj Fidziński: Platformo, chwalić też się trzeba umieć
Opinie Ekonomiczne
Dan Jørgensen: Koniec z energetycznym szantażem Rosji
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Jak zostać prezydentem