W Polsce umocniliśmy naszą obecność. Mamy tutaj już 10 tysięcy pracowników. Trudno byłoby nie zauważyć, że Polska wyraźnie wyróżniła się podczas kryzysu finansowego. I szczerze powiem, że sam bym się zdziwił, gdybyśmy w przyszłości nie zwiększyli naszej obecności w Polsce.
Nie mówię w tej chwili o jakimś konkretnym przedsięwzięciu. Ale wiem, że jest miejsce na zwiększenie naszej obecności w produkcji energii. Dotychczas nasilniejsi jesteśmy na waszym rynku w usługach finansowych, ochronie zdrowia i w lotnictwie. W energii już nie tak znacząco i wiem, że możemy tu zrobić więcej, zwłaszcza jeśli potwierdzą się optymistyczne prognozy dotyczące wydobycia gazu łupkowego. Tam widzę nasze największe przyszłe inwestycje na polskim rynku. Za 10 lat nasze operacje w Polsce będą znacznie większe, tego jestem pewien. Widzę w tym kraju ogromny potencjał.
Jako szef globalnej firmy widzi pan sytuację na rynkach światowych. Czy zgadza się pan ze zdaniem niektórych ekonomistów, że zbliża się kolejna fala kryzysu, tym razem wywołana kryzysem zadłużeniowym w Europie?
Nie jestem ekonomistą, ale patrząc na to co robimy, na nasz portfel zamówień, nie widzę oznak nadchodzącego kryzysu. Widzę natomiast, że wzrost gospodarczy będzie powolny w krajach najbardziej najbardziej rozwiniętych. W Stanach Zjednoczonych nadal mamy kłopoty na rynku nieruchomości. Ale z drugiej strony widzę naprawdę silny popyt na rynkach rozwijających się. Korzystamy z tego, że mamy silną pozycję na rynku lotniczym. Na zakończonym niedawno Międzynarodowym Salonie Lotniczym w Paryżu GE zgromadziło zamówienia o wartości 27 mld dolarów. To więcej, niż kiedykolwiek w naszej historii, i to w ciągu roku, a tutaj udało się to zrobić w 7 dni. I szczerze powiem, że trudno jest mi po takim tygodniu niepokoić się sytuacją globalnej gospodarki. Po prostu świat rozwija się nierównomiernie, kraje rozwinięte gorzej dają sobie radę, niż kraje rozwijające się, a my z tego korzystamy.
Szczerze powiem, że zaskoczyły mnie rekordowe zamówienia w transporcie lotniczym na Le Bourget, ponieważ tydzień wcześniej podczas dorocznej konferencji przewoźników IATA w Singapurze wszystkie prognozy dotyczące transportu lotniczego poszły w dół. Czy nie widzi pan tu żadnej sprzeczności?
Jest tak, że kiedy leci się do Chin, samoloty są wypełnione do ostatniego miejsca. Podobnie jest na trasach wewnętrznych w USA. Problemem jest cena paliwa. Spadają więc zyski linii lotniczych, a zamówienie rosną, bo linie lotnicze chcą mieć maszyny bardziej oszczędne.