Polska to wzór do naśladowania jeśli idzie o fundusze UE

W waszym kraju czuje się pozytywne nastawienie do Europy – mówi unijny komisarz ds. polityki regionalnej Johannes Hahn

Publikacja: 13.07.2011 03:09

Polska to wzór do naśladowania jeśli idzie o fundusze UE

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Rz: Jaki wpływ na sytuację finansową Unii Europejskiej, a w szczególności politykę regionalną, ma obecna sytuacja Grecji?

Nie ma żadnych obaw, że fundusze przeznaczone dla innych krajów mogłyby ucierpieć. Dla każdego z państw mamy budżet, który służy do finansowania konkretnych projektów. Kryterium ich wyboru to jakość. W Grecji miewaliśmy kłopoty z wykorzystaniem pieniędzy przeznaczonych dla tego kraju, ale dotychczas Grecja potrafiła sobie z nimi radzić i w zasadzie nie traciła środków europejskich. Jeśli chodzi o fundusze strukturalne, to, niestety, obecnie problem jest w tym, że nie mamy projektów, na które można by wydać unijne pieniądze. Grecka administracja nie jest w stanie tych projektów realizować.

Czy można Grekom w tym pomóc, bo przecież UE, pomagając Grecji, pomaga także sobie?

Rzeczywiście jest tak jak w rodzinie. Jeśli ktoś ma kłopoty reszta powinna mu pomóc. Największym wyzwaniem jest poprawa ram prawnych, w niektórych dziedzinach, np. w przypadku podatków płaconych przez przedsiębiorstwa, a także nakłonienie Grecji, aby przejęła już gotowe rozwiązania unijne. Premier Grecji, Georgios Papandreu w liście do przewodniczącego Komisji Europejskiej, Jose Manuela Barroso obiecał, że nowe ustawy znajdą się w parlamencie na szybkiej ścieżce legislacyjnej i najpóźniej jesienią te problemy zostaną rozwiązane. Potem trzeba będzie usiąść i ocenić region po regionie, jakie tam są możliwości, są już tam nasi eksperci. Jak na razie każdy z regionów chce zarabiać na turystyce, a to za mało.

Wiemy dzisiaj, że regiony, w których zastosowano model klastrowy mają się lepiej od innych. Koncepcja klastrowa może okazać się właściwą także dla Grecji. Z kolei północna część tego kraju obfituje w drewno, które można wykorzystać do celów przemysłowych. Więc może to jest nowa szansa.

Grecy powinni zaakceptować taki rodzaj pomocy, bo zmiana regulacji krajowych nie wystarczy i nie jest to kwestia wiedzy, ale też odpowiedzialności i gotowości politycznej. Mam dobre przeczucia co do gotowości, choć też i obawy dotyczące greckiej jedności w tej sprawie. Widać różnicę np. w porównaniu z Portugalią. Tam nawet podczas kampanii wyborczej było porozumienie rządu z częścią opozycji co do niezbędnych środków zaradczych. Nowy rząd w Lizbonie może w tej sprawie polegać na większości około 85 proc. w parlamencie. Tego brakuje w Grecji. Ale i rząd grecki ma większość, którą kilka razy miał okazję przetestować i ciągle rządzi.

Przez lata do Grecji trafiło mnóstwo pieniędzy z funduszy strukturalnych, a problemy z projektami jak były tak są. Czy nie jest tak, że Grecy wcześniej przywykli do „łatwych" pieniędzy z Unii?

Grecja zawsze miała problemy z wykorzystaniem dotacji dlatego w przypadku funduszy strukturalnych zmieniliśmy nie tylko politykę, ale i regulacje. W przypadku Grecji rozmowa o ułatwieniach rodzi napięcia, bo od Komisji Europejskiej oczekuje się większej kontroli. Nie zapominajmy, że w poprzednich okresach finansowych nie wskazywano jak pieniądze mają być wydane. Były pule dla poszczególnych krajów, sprawdzano poprawność finansową projektów, ale nie ukierunkowywano dotacji na konkretne dziedziny. Dopiero w bieżącym okresie 2007-2013 wprowadzono zasadę kierowania środków na jasno wskazane projekty objęte polityką UE. To wielka zasługa moich poprzedników, byłych komisarzy ds. polityki regionalnej Michela Barniera i Danuty Huebner. 2/3 pieniędzy z funduszy strukturalnych dla starych krajów UE jest przeznaczona na konkretne dziedziny. Zgodnie z naszą propozycją budżetu na lata 2014-2020 największa jego część powinna być powiązana z realizacją Strategii Europa 2020.

Komisja zaproponowała, aby wspólny budżet na lata 2014 – 2020 wyniósł 1025 mld euro. To tylko 1,05 proc. PKB całej UE, ale kraje członkowskie i tak chcą ograniczyć wpłaty.

To dyskusja, jaka toczy się przez ostatnie sześć – siedem lat. Tym razem listy z sugestiami ograniczeń przysłały kraje, które są płatnikami netto do budżetu. Ich zdaniem budżet powinien wynosić nie więcej niż 1 proc. PKB. Jednocześnie w Parlamencie Europejskim jest grupa krajów, które chciałyby budżet zwiększyć. Mamy więc i pole manewru, i napięcie polityczne. Na razie jednak mamy propozycję budżetu i trzeba pogratulować polskiemu komisarzowi Januszowi Lewandowskiemu za to, co udało mu się osiągnąć w minionych miesiącach. Nie jest łatwo zaspokoić czasami bardzo rozbieżne interesy. Obecnie proponujemy, by budżet zwiększył się o 3,2 proc. w porównaniu z wielkością poprzedniego. Trzeba przy tym pamiętać, że ponad 95 proc. unijnego budżetu wraca do krajów członkowskich.

A co pan myśli o nowych pomysłach finansowania budżetu, jak chociażby z VAT, czy opodatkowania transakcji finansowych?

O finansowaniu potrzeb wspólnoty ze środków własnych mówiło się jeszcze w 1957 r., czyli kiedy powstawała Unia Europejska. Potem ten pomysł ponownie pojawił się w latach 70. XX wieku. Uważam, że UE powinna mieć własne środki, aby uniezależnić się od krajów członkowskich. Rzeczywiście są dwie opcje — niewielka część wpływów z VAT albo wprowadzenie nowego podatku — od transakcji finansowych. Musimy to jednak poddać dyskusji.

Komisja zaproponowała utworzenie nowego funduszu, z którego mają być finansowane inwestycje w IT, energię i transport. Dlaczego akurat wybrano te dziedziny?

Chodzi o stworzenie jak najlepszej łączności pomiędzy krajami UE. Dotychczas zdarzają się problemy w transporcie, czasami też w dostawach energii. Słyszymy o dyskusjach między Polską a Niemcami i różnicy zdań co do tego gdzie powinna być autostrada, czy połączenie kolejowe. Wiele trzeba poprawić. Zresztą cała UE bardziej przykłada się do rozwoju wewnętrznych sieci autostrad, a już nie kolei. Fundusz „Łączący Europę" to łącznie 50 mld euro. W tym 10 mld euro wyłącznie na powstanie dogodnych połączeń transportowych  w Unii Europejskiej.

Kiedy ukażą się projekty nowych rozporządzeń z zakresu polityki spójności. Oczekiwaliśmy, że będzie to w lipcu, teraz mówi się o wrześniu. Czy znany jest już nowy termin?

Między wrześniem a grudniem zaprezentujemy szczegóły. We wrześniu przedstawimy projekty dotyczące funduszy strukturalnych. Fragmenty poświęcone rolnictwu i badaniom będą gotowe później, najprawdopodobniej w listopadzie, tak aby można było niezbędne konsultacje przeprowadzić jeszcze podczas polskiej prezydencji. W grudniu  dojdzie do pierwszej formalnej oceny, także do wstępnych decyzji dotyczących nowych regulacji.

Czy nadal jest szansa, aby programy operacyjne wystartowały z początkiem 2014 r.?

Ramy prawne będą gotowe. Co do budżetu to oczywiście im szybciej porozumiemy się co do jego wielkości tym prędzej programy będą mogły wystartować. Nasz cel to płynne przejście od obecnego do przyszłego okresu finansowego. Chcemy prowadzić jednoczesne rozmowy na temat programów operacyjnych. Jeśli zakończymy negocjacje budżetowe do połowy przyszłego roku, państwa członkowskie będą miały więcej czasu na przygotowanie programów. Jeśli zaś, co jest bardziej realne, dyskusję o pieniądzach sfinalizujemy z końcem 2012 r. nadal pozostanie rok na rozmowy o programach, które będziemy chcieli zakończyć w I lub II kwartale 2013 r.

A co ze stałym postulatem, aby uprościć dostęp do funduszy strukturalnych?

Z naszych audytów wynika, że we wszystkich krajach członkowskich także na poziomie regionów pojawiają się dodatkowe obostrzenia i wymogi. Niestety i Parlamentowi Europejskiemu w tej sprawie brak konsekwencji. Na jesieni ubiegłego roku deputowani wzywali Komisję Europejską do zaostrzenia procedur kontroli nad funduszami unijnymi, a kilka tygodni temu do wprowadzenia uproszczeń, więc tak naprawdę musimy wyważyć balans pomiędzy uproszczeniami i kontrolą.

Na razie każdy z greckich regionów chce zarabiać na turystyce, ale to za mało

Żąda się od nas uproszczeń, szczególnie dotyczących mniejszych projektów i tych realizowanych przez małe i średnie przedsiębiorstwa. I to się dzieje. Wprowadzamy możliwość ryczałtowego rozliczania niektórych wydatków oraz elektroniczne wzory dokumentów związanych z ubieganiem się o dotacje. Niewątpliwie wykorzystanie rozwiązań IT to ułatwienie dla przedsiębiorców. Pamiętajmy jednak, że większa część procesu przekazywania pieniędzy nie odbywa się w Brukseli, ale w państwach członkowskich. Statystyczna faktura sześć miesięcy krąży po instytucjach krajowych, a dwa miesiące na poziomie europejskim.

Wkrótce Komisja Europejska zyska nowego „klienta" – Chorwację. Co jej zaoferujecie?

Tak szybką integrację, jak to możliwe. Mamy doświadczenia z poprzednich rozszerzeń Unii i możemy uniknąć popełnionych już błędów. Chorwacja jest dobrze przygotowana i także do niej trafią środki z funduszy strukturalnych, choć trzeba przyznać, że w tym kraju będziemy mieli o jeden problem mniej. Chodzi o autostrady, bo jest tam prawdopodobnie więcej kilometrów autostrad niż we wszystkich pozostałych nowych państwach UE.

Wiem również, że Chorwaci byli w Polsce i uczyli się, jak korzystać z funduszy strukturalnych. Bo nie jest łatwo wydać we właściwy sposób środki europejskie, zwłaszcza tak dużą kwotę, jaką otrzymała Polska na lata 2007 – 2013. To, czego dokonał wasz kraj w ostatnich kilku latach, jest nadzwyczajne. Czuje się również pozytywne nastawienie do Europy, które nie jest widoczne w niektórych innych krajach. Dlatego doradzamy innym państwom koncentrowanie wydatków na określonych dziedzinach, tak aby unaocznić społeczeństwom efekty zrealizowanych inwestycji. W starych krajach UE środki są rozpraszane na wielu beneficjentów.

Większość pieniędzy jest przekazywana małym i średnim przedsiębiorstwom, aby poprawić ich sytuację i konkurencyjność. Efekty są, ale znacznie mniej widoczne niż w kraju, który tak wiele środków przeznacza na inwestycje infrastrukturalne.

Jakie są pana oczekiwania od polskiej prezydencji? Jak pan sądzi, co uda się osiągnąć w ciągu tego półrocza?

Polska będzie musiała sprostać wyzwaniom, jakie stawia przed Unią Grecja. I mam nadzieję, że będzie to tylko Grecja. Dzisiaj Polska przewodniczy UE, a jednocześnie jest wzorem pokazującym, co można osiągnąć, kiedy władze mają wsparcie i zrozumienie społeczeństwa odnośnie do wykorzystania możliwości stworzonych przez członkostwo w UE. Polska przynajmniej od ostatnich dwóch lat jest dla innych krajów wzorem do naśladowania. Może więc dać sygnał nawet starym krajom członkowskim, ile można osiągnąć, kiedy wszyscy ciągną linę w tę samą stronę.

Rozmawiali Danuta Walewska i Artur Osiecki

Johannes Hahn

, austriacki polityk, przed objęciem teki komisarza ds. polityki regionalnej był ministrem nauki i badań w rządzie Austrii. W latach 2003 – 2007 był wiedeńskim radnym. Ukończył filozofię na uniwersytecie w Wiedniu. Tam też studiował prawo. Żonaty, ma syna.

Rz: Jaki wpływ na sytuację finansową Unii Europejskiej, a w szczególności politykę regionalną, ma obecna sytuacja Grecji?

Nie ma żadnych obaw, że fundusze przeznaczone dla innych krajów mogłyby ucierpieć. Dla każdego z państw mamy budżet, który służy do finansowania konkretnych projektów. Kryterium ich wyboru to jakość. W Grecji miewaliśmy kłopoty z wykorzystaniem pieniędzy przeznaczonych dla tego kraju, ale dotychczas Grecja potrafiła sobie z nimi radzić i w zasadzie nie traciła środków europejskich. Jeśli chodzi o fundusze strukturalne, to, niestety, obecnie problem jest w tym, że nie mamy projektów, na które można by wydać unijne pieniądze. Grecka administracja nie jest w stanie tych projektów realizować.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację